Często zastanawiałam się, na czym polega wielki fenomen "How I Met Your Mother". Czy cały serial "ciągnie" głównie na oczekiwaniu na rzeczoną matkę? Czy chodzi o one man show, tworzone przez Barney'a, tak jak "Dwóch i pół" było serialem Charliego Sheena?
Niekoniecznie ciekawe wątki romansowe czy często na siłę wypowiadane żarty nie powstrzymały mnie jednak od oglądnięcia wszystkich poprzednich sezonów i śledzenia obecnego, siódmego. Co prawda nie dałabym rady obejrzeć powtórek, tak jak zdarza mi się z innymi sit-comami, ale przy obecnie trwającym sezonie coś się zmieniło. I to zmieniło na lepsze.
Otóż od pierwszego odcinka jestem więcej niż zaciekawiona tym, co się wydarzy! Wrażenie robią nie tylko wiążące się i przeplatające historie, czy też jakiś lepszy poziom żartów. Sytuacja między Robin i Barney'em, którzy nie tyle nie mogą, ale też nie do końca chcą się ponownie zejść. Stopniowo zmniejszające się mieszkanie Lily i Marshalla stało się moim ulubionym symbolem, zaraz obok kanapek do palenia.
A teraz, nadszedł grudzień, sezon świąteczny we wszystkich serialach komediowych, a także zagęszczenie atmosfery po informacji o ciąży Robin.
Już jakiś czas temu czytałam o pomyśle scenarzystów na zmianę narratora z Teda na Robin, o blond dziecku, które będzie słuchało jej historii. Nie mogłam za to wykombinować, jak mogliby pociągnąć dalej ten wątek. Użyłabym nawet słowa "wybrnąć", bo nie brzmiało to na łatwy motyw.
I twórcy i aktorzy jednak zaskoczyli mnie bardziej, niż mogłam się spodziewać. Robin kompletnie opanowała odcinek, reszta wydawała się tylko zapychaczami. I tym razem wydała mi się o wiele bardziej dojrzała, niż przez poprzednie sezony, kiedy była współlokatorką albo kumpelą od laser tag i palenia cygar. Słodko-gorzki smak zdominował cały odcinek, a zakończenie nawet mnie przygnębiło. Nieważne, co powiedziałby na końcu Ted, i tak będę widzieć tam tylko Robin na ławce w parku. Z jakiegoś powodu nowy smutny motyw w serialowej historii.
ja mam odwrotnie- himym moge ogladac w nieskonczonosc w przeciwienstwie do innych sitcomów :P
OdpowiedzUsuńSerial żałosny i żal mi ludzi, którzy oglądają crap like that.
OdpowiedzUsuńNajlepszy serial nie to co inne sitcomy z żałosnym i płytkimi żartami tu wszystko ma jakas głebie
OdpowiedzUsuń