niedziela, 30 marca 2014

Kill it with rock salt: Supernatural


Kilka lat temu, kiedy jeszcze regularnie oglądałam telewizję, natknęłam się na zapowiedź nowego serialu na jednym z rodzimych kanałów. Zapowiadało się przednio: duchy i demony mordujące niewinnych, zaklęcia i tajemne znaki, a do tego świetna ścieżka dźwiękowa. Pierwszy odcinek nie do końca jednak spełnił moje oczekiwania. Trzeba przyznać, że odcinkom pilotowym nie zawsze się to udaje. Z początku były to historie o złych duchach, o bestiach i bożkach z różnych wierzeń i podań ludowych różnych narodowości. Twórcy sięgali po różne źródła, nawet współczesne legendy miejskie czy legendę o śmierci bluesowego muzyka Roberta Johnsona włącznie, powoli kształtując też główny trzon fabuły.

Nie wykształciłam sobie jednak nawyku regularnego oglądania winchesterowych przygód i serial porzuciłam. Jestem jednak serialowym maratończykiem i po kilku latach zabrałam się za ten tytuł od nowa, łykając wszystko w kilka tygodni. A potem oglądając całość jeszcze raz zgodnie z podejściem "nie pamiętam już, jak wyglądali na początku, więc obejrzę pilota i może jeszcze kilka odcinków", będąc równocześnie na bieżąco z dziewiątym sezonem. Po tym mam już wyrobioną opinię na temat całości.

Supernatural jest najlepszy, kiedy nie trzyma się głównego wątku. Jest też najlepszy, kiedy robi jaja z samego siebie i konwencji serialu/horroru/showbiznesu/popkultury, a nawet fandomu. Poziom dystansu, jaki mają do siebie przy okazji niektórych odcinków sprawia, że naprawdę lubię ten serial. Te właśnie odcinki najczęściej polecam ludziom, by przekonać ich do oglądania przygód braci Winchesterów.
 

Historie o aniołach, bożej łasce i prorokach plączą się coraz bardziej. Postacie i wątki gubią się i zmieniają w labiryncie fabuły, jak porzucona postać Chucka czy właściwości ludzkiej duszy. To standard dla serialu, który przekracza granicę szóstego sezonu. Nie można wszystkiego dopilnować. Do tego Winchesterowie na początku każdego sezonu zatajają coś przed sobą, by w połowie poobrażać się na siebie, a na końcu poświęcić życie lub duszę jeden za drugiego. Odcinki w muzeum figur woskowych, wszystkie odcinki świąteczne, czarno-biały epizod na amerykańskim Oktoberfeście, czy podróże w przeszłość, są jak powiew świeżego powietrza.

Warte przyuważenia są te motywy, jak zatytułowanie odcinka z kolejnym synem Johna Winchestera "Jump The Shark", a także gościnne występy Lindy Blair lub obsady "Buffy". Puszczanie oka do widza, w odcinku gdzie bracia stali się na chwilę prawdziwymi aktorami na planie serialu "Supernatural" (a Jared Padalecki miał w ogrodzie lamę, o której muszę wspomnieć), było ciekawym posunięciem. Podobnie rzecz miała się z gościnnymi występami Paris Hilton w roli pogańskiego boga drzew, czy Snookie. Ta ostatnia może nie popisała się grą aktorską, ale spodobał mi się bardzo fakt, że jej zmiana nie tylko wyglądu, ale i stylu życia, była sprawką demona. 

Wszystkie komentarze i żarty na temat ponurych facetów, chodzących w skórzanych kurtkach i mających wiecznie naburmuszone miny, są dozwolone. Co więcej, są nieodłączną częścią oprawy "Supernatural". Nawet wierni widzowie pozwalają sobie na nie. Oczywiste jest, że trzech przystojnych aktorów występujących w głównych rolach, jest powodem dla którego "Supernatural" ma niezmiennie od lat dużą oglądalność. Może nie należą do aktorskiej elity, ale na pewno doskonale zgrywają się ze sobą i dogadują. Tworzą team, który świetnie się ogląda, niezależnie czy grają na poważnie, czy mają okazję odrobinę się powygłupiać. A kiedy jest potrzeba na porządną scenę, która ma ruszać emocje, to stają na wysokości zadania.

Mocnym aktorskim akcentem jest zdecydowanie Mark Sheppard, grający demona Crowley'a, bez którego teraz trudno wyobrazić sobie ten serial. W obliczu różnych zagrożeń i wcieleń zła (z Lycuferem i Lilith na czele) ten właśnie demon, "król zepsucia", wydaje się być jedynym, którego śmierć widzowie przywitają z prawdziwym żalem. "Supernatural" posiada też świetną brygadę aniołów, znana z "The Guild" Felicię Day i najlepiej sportretowaną Śmierć (w tej roli Julian Richings), wraz z kapitalną i bardzo klimatyczną sceną wprowadzenia.

To serial, w który można łatwo się wciągnąć. Albo będzie odpowiadać komuś tematyka czy bohaterowie, albo łatwy sposób, w jaki łyka się odcinki. Materiału na testowanie jest całkiem sporo i na pewno znajdzie się coś dla każdego. W końcu jest już dziewięć sezonów and still counting.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...