wtorek, 13 grudnia 2011

American Horror Story 1x10


Amerykański horror trzyma poziom. Niespodziewane zwroty akcji to to, co lubię narbajdziej- z jednej strony można było snuć domysły, że Violet po próbie samobójczej nie wróciła już do świata żywych- w końcu nagle zaczęła widzieć wszystkich umarłych, czuła się inaczej. Ale scenarzyści sprytnie manipulowali nami, ukazując Violet biorącą czynny udział w życiu rodziny (czyt. kłótnie i ciągłe pretensje do rodziców).

Po raz kolejny wróciliśmy do roku 1994. Nie ukrywam, że rodzina Langdonów to mój ulubiony wątek. Na początku odcinka jesteśmy świadkami kolacji w rodzinnej atmosferze, którą z powodzeniem psuje Tate. Wyrzuca matce, jak bardzo jej nienawidzi, a Larremu przyznaje że wie, że zabił jego brata. Biedny Larry, już następnego dnia dowiaduje się jak Tate ma zamiar pomścić swojego braciszka.

Constance to bardzo skomplikowana postać. Pełna mrocznych sekretów. Jednocześnie bardzo tragiczna- straciła wszystkie dzieci, każdy mężczyzna albo ją zostawiał, albo ginął... albo został podpalony przez jej syna. Co teraz się z nią stanie? Została sama jak palec. Może będzie chciała zabrać dzieci Vivien? Ale czy one przypadkiem nie są zarezerwowane dla pani Montgomery?
Rubber Man znów wkracza do akcji. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem- chwile przed tym jak Ben mdleje, zdejmuje mu maskę i uświadamia sobie, że chłopak jego słodkiej córki jest jednocześnie ojcem dziecka jego żony (dżizas, to brzmi jak Moda na Sukces!). Tak więc obawiam się o naszych nastoletnich Romea i Julię. Ich wieczną miłość może zburzyć Ben, kiedy (i jeśli) się ocknie. Zresztą sama Violet nie wyglądała na zachwyconą perspektywą grania w scrabble do końca świata. Dziewczyno! Jak nie chcesz, ja się zaopiekuję tym socjopatą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...