wtorek, 13 grudnia 2011

Bajki nie dla dzieci. Grimm 1x1-4


Czuję się dzisiaj trochę baśniowo (prawdopodobnie skończy się to oglądaniem „Alicji w krainie czarów” dzisiejszego wieczoru). I z tej właśnie racji postanowiłam dać drugą szansę serialowi „Grimm”.

Pierwszą dałam jakieś dwa tygodnie temu, oglądając pilota. Pomysł wydał się oryginalny, chociaż mniej więcej w tym samym czasie pojawił się inny serial mieszający bajki w rzeczywistością – „Once Upon a Time”. Tu jednak robią to w mniej kolorowy sposób, bo przecież opierają się na jednych z bardziej mrocznych i okrutnych baśni – tych spod pióra braci Grimm. O dziwo, „Grimm” nie jest w tym serialu nazwiskiem, główny bohater nie jest potomkiem żadnego z braci. Odziedziczył za to zdolności do rozpoznawania w tłumie zwykłych ludzi istot nadprzyrodzonych. „Grimm” w tym serialu to zabójca potworów, tych złych oczywiście. Obdarzony zmysłem oraz wiedzą i sprzętem otrzymanym od swojej ciotki, detektyw Nick Burckhardt musi pewnego dnia stawić czoło czemuś, czego wcześniej nie znał.

No tak, pomysł świetny. Ale jak z wykonaniem? „Spożyłam” jak na razie cztery odcinki, wliczając w to pilotażowy, i muszę przyznać, nie zapowiada się kolorowo.

Racja, są świetne motywy – wielkie złe wilki (polujące tylko na "czerwone kapturki") itrzy niedźwiadki mieszkają głęboko w lesie, satyry, chociaż niezbyt atrakcyjne i niskie, są największymi podrywaczami, a flash-moby to tak naprawdę roje pszczół (to chyba mój ulubiony szczegół). Silas Weir Mitchell pojawia się w powracającej roli jednego z wilkołaków a zarazem comic-relief sidekicka głównego bohatera. Większość, jak czytam komentarze na jego profilu, zna go z „Prison Break”, ja jednak uwielbiam go za Donny’ego Jonesa z „My Name is Earl”. Wariata z Jezusem wytatuowanym na klacie.

Jest krew. Trup może jeszcze gęsto się nie ściele, ale po tym, co widziałam, myślę, że jak się tak stanie, nie będzie to CSI-pretty. I mówię to w pozytywnym znaczeniu. Widać po czołówce, że twórcy bardzo chcą wejść w mroczną stronę baśni.

Ale niestety.

Poza Mitchellem nie mogę powiedzieć nic dobrego o aktorstwie. Wydaje mi się, że główny bohater miał być typowym everyday guy’em, nie wyróżniającym się specjalnie z tłumu, ale nie jestem mu w stanie w to uwierzyć. Tej postaci mocno czegoś brakuje i nie mówię tutaj o jakichś specjalnych zdolnościach, nadnaturalnej sile czy powalającym refleksie, skoro już ma polować na potwory. Mam wrażenie, że rozwiązywanie spraw bardziej mu się przytrafia, a nawet, że jego partner zaczyna też tak podejrzewać. Nie będę wspominać o reszcie, o Hanku, o narzeczonej Nicka, ani nawet o ciotce, która wprowadza go w tajemniczy świat, na który w pewien sposób został skazany. I tak szybko się o nich zapomina, chociaż pojawiają się w każdym odcinku.

No i efekty specjalne. Naprawdę, naprawdę, naprawdę chciałam zobaczyć porządne przemiany tych wszystkich wilkołaków, niedźwiedziołaków, ludzi-pszczół i tak dalej, z ludzkiej formy w swoją normalną, ale nie dane mi było. Nie wiem, czy to kwestia budżetowa, czy muszą na pysk wywalić speców od grafiki, ale to, co nam prezentują w tym serialu woła o sprawiedliwość, a nawet zemstę. Gdyby to było dobre, porządnie zrobione, może i miałkiego Grimma dałoby się znieść.

Nie daję jednak jeszcze za wygraną. Kolejny odcinek ma tytuł „Danse Macabre” i oby wypadł lepiej niż poprzednie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...