piątek, 1 stycznia 2016

Doktor Lecter czy doktor Thackery - serialowe podsumowanie 2015


Kiedy już wystrzelaliśmy wszystkie fajerwerki i wypiliśmy całego szampana, możemy spojrzeć w to, co oglądaliśmy do tej pory. A było tego sporo - niektóre produkcje wciągnęły od razu, inne musiały trochę popracować na swoje miejsce w stałej ramówce internautów. Były też takie, które z miejsca skazane były na porażkę i takie, którym może nie należała się ona od razu. Teraz o nich słów kilka. Więc przysiądźcie na moment, z kubkiem mocnej herbaty i niezdrową przekąską na zabicie posylwestrowego kaca, i... miłej lektury. :)




"Hannibal" skończył się na trzecim sezonie. Ci widzowie, którzy przy ostatnich odcinkach pozostali jeszcze z serialem, zasypywali różne stacje prośbami o przejęcie produkcji (chyba wszyscy widzieli screen rozmowy z przedstawicielem Netflixa). Nikt jednak się nie zdecydował, nawet sam Bryan Fuller dał sobie spokój. Według nas - dobrze, że tak się stało. Serial zaczynał razić przerostem formy nad treścią i często nużył, zamiast fascynować.

"Teoria wielkiego podrywu" trwa nadal, chociaż pojawiają się plotki, że ma się skończyć na dziesiątym sezonie. Nie będziemy tu odosobnione w opinii, że powinno nastąpić to przynajmniej trzy sezony temu. Podobnie sprawa ma się z "Supernatural", w którym powoli zaczyna brakować już wrogów do unicestwienia. Można zatęsknić za czasami, kiedy Winchesterowie nie mieli na głowie aniołów i demonów, ale potwory z indiańskich legend i pogańskie bóstwa.
Trwają również "Dwie spłukane dziewczyny", serial nieśmieszny od samego początku. Pomyśleć można, że po czterech latach kelnerowania i mieszkania w całkiem przyzwoitym mieszkaniu, którego tytuł w ogóle nie powinien sugerować, dziewczyny dadzą sobie spokój i może zajmą się czymś innym niż głośne i grubiańskie komentarze na temat klientów i znajomych.
Kolejny rok z serialami proceduralnymi pokazuje, że chyba czas już dać sobie spokój i nie robić nowych. Patrzymy tu na was, obsado "Kości". I na was, "CSI: Cyber".

Ale nie jesteśmy tu tylko po to, by narzekać. Bo chociaż uświadczyliśmy seriali słabych ("Krzyk"), pretensjonalnych ("The Slap"), irytujących ("Galavant") oraz bezsensownych kontynuacji ("Heroes: Reborn"), to było też dużo dobrych, ba! nawet świetnych, pozycji.

Z mocnymi sezonami w tym roku wystartowały "Fargo", "Orange Is the New Black", "Homeland", "Penny Dreadful", nagrodzony Złotym Globem "The Affair" i "Blacklist".
Ciekawymi debiutantami okazały się: krótki, bo sześcioodcinkowy, "Fear the Walking Dead" (spin-off wiadomo-czego, które samo w sobie wypadło w tym roku słabo) i "Crazy Ex-Girlfriend" - nietuzinkowo zrealizowana historia o dziewczynie, które nie do końca wyleczyła się z licealnego zakochania (polecamy zobaczyć chociaż wstawki musicalowe!). Ciekawe debiuty, które otrzymaliśmy to "Blindspot", "Sense8" oczekiwane przez fanów Waltera White'a "Better Call Saul" czy "Limitless".

A chociaż "Agentka Carter" może przywoływać u niektórych zniechęcone westchnienie i pytanie ile jeszcze zrobią tych komiksowych seriali?! (obok "The Walking Dead", "Daredevila", "Constantine'a", "Agents of S.H.I.E.L.D.", "Jessiki Jones" i "Supergirl"), to Hayley Atwell dobrze sprawdziła się w tej roli. Miło zobaczyć porządny damski charakter w ciekawym serialu, nie musząc patrzeć na bohatera, który od kilku lat okupuje ekrany kin.

A co tam z "Grą o tron"? To nadal najchętniej oglądany i piracony serial. Szkoda tylko, że z fabułą trochę gorzej i ten sezon oglądało się jakoś bez emocji, a odcinki czasami nudziły - zamiast wciągać.

 Najlepiej, czyli polecamy...


Humans (agnes)

"Humans" to brytyjski remake skandynawskiej produkcji "Äkta människor", emitowany przez dobrze znaną serialowcom stację AMC.

Produkcja przedstawia niedaleką wizję przyszłości, gdzie roboty, które ciężko już odróżnić od ludzi, z powodzeniem ich zastępują. Tym sposobem mamy robocie nianię, pomoc domową i - kiedy żona nie patrzy - uległą kochankę. Jednak nie wszystkie roboty są zwykłymi maszynami - poznajemy bowiem takie, które są wyposażone w sztuczną inteligencję i chcą żyć jak zwykli ludzie. Oczywiście nie jest to takie proste.

Serial ogląda się szybko - nie tylko ze względu na długość sezonu. Pierwszy liczył osiem odcinków, tyle samo planowane jest na sezon drugi. Co sprawia, że serial łyka się w jedno popołudnie - jak w moim przypadku - to świetny scenariusz z dobrze opowiedzianą historią i problemem tolerancji sztucznej inteligencji w społeczeństwie, przed którym staje społeczeństwo. Temat ostatnio bardzo popularny w kinie ("Ex Machina" czy "The Machine"), teraz przenoszony także do telewizji.

Mr Robot (agnes)





"Czarny koń" ramówek 2015 roku. Serial bardzo na czasie, bo opowiadający o wielkich korporacjach i hakerach, którzy z nimi walczą.  Nakręcony bardzo spokojnie, pozwala widzowi wciągnąć się w historię bez pamięci, żeby w połowie sezonu przywalić mu obuchem w głowę.

Mamy całą plejadę bohaterów - od wulgarnej hakerki, która nie da sobie w kaszę dmuchać, przez autystycznego geniusza po psychopatyczne małżeństwo, które ma plan zawładnąć światem. Całość dopełniają genialne zdjęcia i muzyka. W jednej z ról Christian Slater, któremu trafiła się pierwsza od lat dobra produkcja i zarazem serial nie zagrożony z miejsca skasowaniem.

Black Sails (ruda)


Nawet ja, należąc obecnie do wiernych widzów tej produkcji, nie byłam przekonana do niej na początku. Napięcie w pierwszym odcinku pierwszego sezonu może i urosło (jak to bywa gdy toczony jest pojedynek na śmierć i życie), ale potem było już trochę nierówno - szczególnie w przepychankach dotyczących handlu i jak utrzymać status Nassau i działającej tam spółki handlowej. Obsada była niezła, scenografia też. Trochę brakowało mi dobrej historii.

No i przyszedł drugi sezon. Pojawiły się nowe postacie, odkryliśmy motywacje i "tragic backstories" kilku bohaterów, a w wyścig o statek pełen złota włączyli się nowi gracze. Serial nabrał niesamowitego tempa i kolorów, a tu i ówdzie kapitan Flint określany jest mianem najlepszego bohatera serialowego tego roku. Z czym, oczywiście, się zgadzam. Chociaż osobiście uwzględniłabym w duecie do niego Mirandę Barlow, o której zmieniłam całkowicie zdanie na przestrzeni tych dwóch sezonów. Cofam także moją opinię o Jacku Rackhamie. Nie sposób go nie lubić, a i żadna z niego podróbka Jacka Sparrowa. Przy zgrai z Black Sails w końcu kapitan Czarnej Perły wydaje się małym chłopcem, bawiącym się plastikowym stateczkiem w wannie.

The Knick (ruda)


Steven Soderbergh zrobił serial, co staje się coraz bardziej popularne wśród reżyserów i producentów kinowych. W obecnych czasach, po piętnastu sezonach "Ostrego dyżuru", nadal trwających "Chirurgach" (serial z cyklu "ile można?!") i sentymencie, jaki w sercach wielu pozostawił "House", wydawało się niemożliwym, by zrobić dobry i, co najważniejsze, oryginalny serial medyczny.

To produkcja nie tylko świetna wizualnie - gdzie bardzo dokładnie odtworzono Nowy Jork z przełomu minionych wieków, a operacje to niemal dosłownie krew, pot i łzy. Pokazano tu także wiele szokujących dla współczesnego oka rzeczy. Ba, pierwsza scena pierwszego sezonu to źle zakończona operacja cesarskiego cięcia, a w trakcie serialu zdarzy się nam także zobaczyć autooperację. A wszystko to w pięknej estetyce przełomu wieków i przy klimatycznej muzyce. 

To galeria postaci, które chce się oglądać, chociaż odpowiadają co do joty wielu stworzonym w literaturze i telewizji stereotypom. A do tego doktor Thackery - ówczesna gwiazda rocka. Może robić i mówić co chce, bo jego niebywały talent i wielka charyzma nadrabiają za to, jakim impulsywnym dupkiem potrafi być. Ale, w porównaniu do doktora House'a, jego osobowość nie męczy tak szybko.

Najgorzej w tym roku... 


True Detective (agnes)



Pierwszy sezon postawił poprzeczkę niesamowicie wysoko - historią, postaciami, grą aktorską i ciężką atmosferą całości przy pięknej oprawie wizualnej. Nie wiem, kto myślał, że widzowie nie będą porównywać historii z Luizjany z tym, co zaprezentowano nam w sezonie drugim. Na pewno pisano i mówiono dużo tym, by tak nie robić, że to osobna historia i tak jakby zupełnie nowy serial. Ale nie dało się.

Chociaż nawet bez tego można doszukać się w "True Detective 2" wad i dłużyzn. Jedną z takich wad był Vince Vaughn, co do którego wszyscy już dawno stracili nadzieję. Facet nie da rady być dobrym aktorem dramatycznym, a co dopiero grać twardziela i "złego faceta, który trzyma innych złych ludzi z dala". Mocną stroną pierwszego sezonu była nielinearność, przez co całość miała klimat i dawała poczucie niepokoju. Drugi sezon przedstawia wszystko jak leci i traci na tym. Może to i inna historia, ale seriali o policjantach z problemami widzieliśmy już dużo i nie potrzeba kolejnego.

The Bastard Executioner (ruda)


To był serial trudny do przebrnięcia. Zastanawiałam się, czy Sutter będzie w stanie stworzyć coś jeszcze na poziomie "Sons of Anarchy" i czy odejdzie od stylu, jaki wyrobił sobie przez siedem sezonów produkcji o chłopcach z SAMCRO? Niestety, odpowiedź na oba pytania brzmi: NIE.

Historia prostego rycerza, który przez knowania starej wiedźmy (w tej roli Katey Sagal, o wyjątkowo, jak na te czasy, jędrnym biuście) dostaje się na dwór jednowymiarowego hrabiego i wdaje w konflikt z równie jednowymiarowym Stephenem Moyerem, nie przekonała nas w ogóle. Szczególnie sceny seksu, które miały być szokujące, a nie były, i zbyt mocno kojarzyły się z podobnymi sekwencjami w "SoA" (odgrywane tylko z muzyką, na końcu odcinka, na przemian z jakąś brzemienną w skutki sceną, w której udział biorą inni bohaterowie). Ale czemu się dziwić, skoro producenci i reżyserzy pozostali ci sami? Nie przekonał mnie też aktor wcielający się w główną rolę. Może Sutterowi zależało na nieznanej twarzy, ale czy mógł wybrać lepiej? Bo powinien na pewno. Lee Jones, jakkolwiek może i się stara, nie ma charyzmy koniecznej do jakiejkolwiek roli tytułowej.

"The Bastard Executioner" został anulowany po jednym sezonie. Teraz Sutter może spokojnie zająć się kolejną produkcją, do której zaangażuje żonę, wystąpi w jakiejś pobocznej roli i zrobi beznadziejną czołówkę. Może teraz w kosmosie?

Co czeka nas w rozpoczynającym się właśnie roku? O tym także napiszemy. Już niedługo.
A w międzyczasie... Szczęśliwego Nowego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...