poniedziałek, 23 marca 2015

Gal would never loose his temper - Galavant, recenzja


Na samą myśl, że mam napisać jakąś opinię o serialu "Galavant", zbiera mi się na ziewanie.

Serial opowiada historię szlachetnego rycerza Galavanta, który usiłuje uratować swoją ukochana z rak okrutnego i bezwzględnego króla Ryszarda, po drodze pomagając też księżniczce z nękanego przez monarchę księstewka. Liczne przygody, wspólne śpiewy i pojedynki sprawiają, że Galavant i Isabella zbliżają się bardzo do siebie (niespodzianka?), a tymczasem w zamku Ryszarda piękna Madalena okazuje się być bardziej Cersei niż Jane Seymour. 




Za tą produkcją stoją znane nazwiska, a w obsadzie można zobaczyć kilka całkiem znajomych twarzy - od Tima Omundsona (Cain w "Supernatural") i Vinniego Jonesa, aż po Rutgera Hauera, Ricky'ego Gervais'a i Weird Ala Yankovica jako swingującego mnicha. Ale jeżeli ktoś nie oglądał tego serialu na bieżąco, łyknięcie całego pierwszego sezonu (który na razie jest jedynym) może sprawić, że widz odniesie wrażenie podobne do mojego. Bo niektóre numery musicalowe wypadają fajnie i dowcipnie, chociaż nie są specjalnie wybitne. Ale nie w momencie, kiedy w ciągu jednego seansu słyszy się ich więcej niż sześć, jak można oczekiwać po czołowym kompozytorze disney'owskiego renesansu. Głównym kompozytorem jest tu bowiem Alan Menken, odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową między innymi do "Małej syrenki", "Pięknej i bestii", "Alladyna", "Dzwonnika z Notre Dame" oraz "Pocahontas" (można powiedzieć zatem, że pokolenie obecnych dwudziestokilkulatków wychowało się na Menkenie). Zajmował się także musicalami (Little Sgop of Horrors) i pisał numery do filmowych hitów ostatnich lat (Kapitan Ameryka). A twórcą serialu jest Dan Fogleman, autor scenariuszy do pixarowych animacji 3D oraz takich "hitów" jak "Fred Claus" czy "Last Vegas". 

Pomysł miały prawa bytu, ale wydaje się, że coś nie wyszło. Albo, że raczej pomysł miał za krótki "termin ważności" niż odpowiadałoby to formie serialowej. Wyczerpują się szybko dowcipy, muzyka i bohaterowie. Nawet biadolący król przestaje być interesujący po jakimś czasie. Ale i tak wydaje się, że ów król, wraz ze swoim dowódcą straży, oraz jego brat - Kingsley, stanowią najmocniejszy punkt produkcji. Na pewno nie można powiedzieć tego o tytułowym bohaterze (w tej roli mało znany i mało pokazujący się Joshua Sasse), czy jego nowym obiekcie westchnień, nie wspominając o kilku 'comic reliefs'. Madalena wydaje się jeszcze jakoś bronić, jako osoba tak samo ambitna i okrutna, jak i pustawa. Ale to właściwie tyle.

Jak na razie panuje cisza w kwestii drugiego sezonu. Jak dla mnie, jeżeli na tym produkcja się zakończy, to płaczu być nie powinno. Ale, jeżeli ktoś lubi rycerskie klimaty i tańce w rajtuzach, obejrzyjcie sobie. Jeden lub dwa odcinki na raz. Byle nie więcej!

A to mała próbka galavantowych dźwięków. Moim zdaniem zdecydowanie najlepsza piosenka w całym zestawie.

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...