Nadal wierzę, że kapitan Vane i kapitan Low dogadaliby się ze sobą, gdyby okoliczności przyrody były inne. Tak to zresztą przez ostatnie pół roku przedstawiano w trailerach. Problem leżał jednak w tym, że słabym punktem obu z nich jest Eleanor Guthrie. Jeden postanowił za wszelką cenę uprzykrzyć jej życie, ba!, nawet grozić jej śmiercią. Drugi za to dawno postanowił sobie bronić jej za wszelką cenę. Dlatego Low skończył, jak skończył. Ponieważ można wkurzyć Charlesa Vane'a jeżeli atakuje się tylko jego - Flint robi to cały czas, starając się czy nie (już nie mogę doczekać się, aż staną ze sobą oko w oko). Jeżeli jednak ktoś podnosi rękę na Eleanor, jest już właściwie martwy.
Nie byłam zadowolona ze sposobu, w jaki poprowadzono kapitana Lowa w pierwszym odcinku. W drugim zaczęłam martwić się, że dostaliśmy psychopatę bez żadnej osobowości (a tacy bardzo szybko się nudzą), ale teraz widzę, że miało to swój cel. Musiał wywrzeć piorunujące wrażenie na widzach, skoro na końcu jego drogi znajdował się zdeterminowany Vane, który w końcu podniósł się z łóżka.
Jest to dosyć charakterystyczne dla Vane'a. Przez cały sezon może snuje się po Nassau albo turla po swoim barłogu - pijany i po porządnej dawce opiatów - ale kiedy już zacznie działać (nawet jeżeli raz na osiem odcinków), to załatwia sprawy z rozmachem i rozlewem krwi. Jak było w pierwszym sezonie? Zlikwidował właściciela burdelu (pakując tym samym Rackhama w spore kłopoty, ale cisza o tym), a potem znalazł sobie bezwzględną załogę i zdobył fort w Nassau kiedy nikt nie patrzył! Obawiam się jednak, że podobnie jak hiszpańskie złoto w przypadku Flinta, tak panna Guthrie nie tylko zmusza Vane'a do działania, ale ma też na niego destrukcyjny wpływ, chociaż sama niekoniecznie o tym wie, albo niekoniecznie się przejmuje. Może faktycznie Vane powinien porozmawiać z Max o tym, jak "wyleczyć się" z tej kobiety?
Jest to dosyć charakterystyczne dla Vane'a. Przez cały sezon może snuje się po Nassau albo turla po swoim barłogu - pijany i po porządnej dawce opiatów - ale kiedy już zacznie działać (nawet jeżeli raz na osiem odcinków), to załatwia sprawy z rozmachem i rozlewem krwi. Jak było w pierwszym sezonie? Zlikwidował właściciela burdelu (pakując tym samym Rackhama w spore kłopoty, ale cisza o tym), a potem znalazł sobie bezwzględną załogę i zdobył fort w Nassau kiedy nikt nie patrzył! Obawiam się jednak, że podobnie jak hiszpańskie złoto w przypadku Flinta, tak panna Guthrie nie tylko zmusza Vane'a do działania, ale ma też na niego destrukcyjny wpływ, chociaż sama niekoniecznie o tym wie, albo niekoniecznie się przejmuje. Może faktycznie Vane powinien porozmawiać z Max o tym, jak "wyleczyć się" z tej kobiety?

Zakończyliśmy na płomiennej przemowie, która obiecuje nam w przyszłym tygodniu szturm na fort, zrzucenie "szaleńca" z wieży i zakończoną sukcesem podróż po złoto. I chociaż jestem zadowolona z rozwoju akcji, zdwojenia rozmachu całej produkcji oraz pozytywnych opinii coraz większej rzeszy fanów, to jednak czuję leciutki niepokój - czy po tym pełnym emocji epizodzie piraci z Nassau zwolnią tempo? Mam nadzieję, że okaże się on nieuzasadniony i nie wrócimy do serii odcinków wypełnionych gadaniną o sprawach handlowych, jak to było w połowie pierwszego sezonu.
Prawie jak hercules wygląda..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam