piątek, 8 stycznia 2016

Carrie w Berlinie, czyli 5 sezon Homeland


Homeland należy do seriali, które mniej więcej co drugi sezon skazywałam na śmierć. Oczywiście pierwszy raz miało to miejsce po śmierci Brody'ego - wtedy ochoczo dołączyłam do krzykaczy #No Brody No Homeland! Nakręciłam się na to tak bardzo, że na wzięcie się za kolejny sezon dałam sobie naprawdę dużo czasu. Oczywiście już po kilku odcinkach plułam sobie w brodę, bo okazało się, że to nie rudy sierżant był siłą napędową tej historii. I o dziwo nie jest nią też Carrie - to po prostu genialnie napisana historia, niezależnie od tego, kto aktualnie jest jej bohaterem.


Kolejne zwątpienie przyszło w finale sezonu czwartego, kiedy to Quinn udał się na pewną śmierć, zostawiając Carrie list. Chociaż wątek tej dwójki wydał mi się na początku trochę naciągany, dałam się w porwać i naprawdę im kibicowałam. Co ciekawe, w każdych zawirowaniach miłosnych Carrie, zawsze jest mi szkoda faceta - tak było w przypadku Brody'ego (tutaj chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego), jak i Quinna. 

Może dlatego, że bohaterka Homeland to kobieta, której - wydawać by się mogło - nic nie złamie?

Carrie odeszła z CIA i zatrudniła się w prywatnym sektorze. Na szczęście jej drogi mimo to bardzo szybko krzyżują się z Saulem i widz nie odczuwa specjalnie tych zmian. Akcja zagęszcza się równie szybko, jak już na ten serial przystało. To, co w tym sezonie podobało mi się najbardziej, to fakt, jak dopasował się do aktualnych wydarzeń w Europie i na świecie. Mamy więc sporo rozmów o hakerach, wykradaniu danych, podsłuchach, więzieniach CIA w Polsce i tak dalej.

Duet Saul&Carrie jak zwykle brylował na ekranie i pomimo początkowych starć, świetnie było zobaczyć ich łączących siły i ufających sobie na nowo. Miło ogląda się takie relacje pomiędzy dwójką bohaterów, tym bardziej, jeżeli nie są w ogóle podszyte wątkiem miłosnym. Kolejnym mocnym punktem Homeland był oczywiście Quinn, który niestety nie okazał się niezniszczalny i jego występ w kolejnym sezonie stoi pod znakiem zapytania. Ja jednak należę do grupy ludzi, którzy wierzą w jego cudowne ozdrowienie: 


O ile dobrze nam znana ekipa z CIA nie zawiodła, mam mieszane uczucia co do nowych bohaterów - może to kwestia narodowości, ale zarówno Jonas, jak i Otto wypadli po prostu blado na tle Saula czy Petera. Niemiecki wywiad godnie reprezentuje jedynie Astrid, która potrafi pokazać pazury w bardzo wyrafinowany sposób.

Co ciekawe, dopiero w trakcie pisania tej recenzji zdałam sobie sprawę, jak dużo kobiet znalazło się w tym sezonie Homeland i jak istotną rolę odgrywają. Od Alison, która miała okazać się arcydziełem rosyjskiego wywiadu, przez wspomnianą już Astrid, do której idealnie pasuje powiedzenie "cicha woda", kończąc na niezwykle irytującej dziennikarce Laurze.


Jednak wracając do mężczyzn - Otto, szef fundacji, dla której pracuje Carrie wydaje się być szczerym i dobrym filantropem, jednak od pierwszego odcinka nie mogłam mu zaufać w pełni. Okazało się, że poniekąd miałam rację, ponieważ pokazał, że potrafi być bardzo nie w porządku, ale nie na polu biznesowym, a prywatnym. Zapewne Carrie albo Jonas prędzej czy później się zorientują, tylko czy nie będzie już za późno?

Sezon 5 kończy się dosyć spokojnie i - jak na serial - całkiem ckliwie. Carrie udaje się przeczytać list, który zostawił jej Quinn i w którym wyznaje jej miłość. Saul niczym rozpieszczone dziecko tupie nogą, kiedy główna bohaterka odmawia dalszej współpracy, a jakby jej było mało, Otto składa niemoralną propozycję. 

Bardzo dużo pytań, bardzo mało odpowiedzi. Czekamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...