Po siedmiu sezonach Michael
Scott opuścił Scranton i rozpoczęły się poszukiwania godnego następcy. Nie
sprawdził się DeAngelo (Will Ferrell w gościnnych występach), ani sam Dwight K.
Schrute ze swoją piranią, amerykańską flagą i marmurowym biurkiem. Przez chwilę
biuro pozostawało bez szefa, ale potem nadszedł Robert California, w którego
wcielił się James Spader. Uznał, że to nie dla niego i swoim następcą zrobił
Andy’ego Bernadra. Po kilku pierwszych odcinkach
można było się do niego przyzwyczaić, chociaż to postać, za którą nie wszyscy
przepadali na początku. Na nowym stanowisku starał się imponować szefowi, utrzymywać
luźne stosunki ze swoimi pracownikami, równocześnie bawiąc ich żarcikami, czyli
właściwie utrzymywał ducha Michaela Scotta. Tak samo, jak poprzednik wywoływał
bardziej zakłopotanie niż śmiech i tak samo ich rozpraszał.
Teraz znowu jesteśmy przy
końcówce sezonu, a twórcy uznali, że można zrobić kolejną roszadę na stanowisku
managera. I kto się niby nadaje na to miejsce? Brytyjska baba, która używa zbyt
wielu metafor i pcha się tam, gdzie jej nie wolno, mylnie biorąc to za przejaw
przebojowości. Nellie Bertram, grana przez
Catherine Tate, pojawiła się już przy pierwszych poszukiwaniach nowego
managera, pod koniec siódmego sezonu. Potem powróciła, gdy część pracowników
wyruszyła na Florydę, by promować nowe produkty swojej firmy. Nellie została
szefową specjalnego projektu i ostro dała się wszystkim we znaki. A teraz
trafiła do Scranton, uznając, że jest tam niesamowicie potrzebna i znajdując
sobie jedyne wolne krzesło. W gabinecie menadżera.
Co prawda Andy nie zrezygnował oficjalnie
ze stanowiska, ale też nie powinien wyjeżdżać bez uprzedzenia. Romantyczne
zrywy serca są zrozumiałe, jednak jeśli pracuje się pod komendą takiego oryginału,
jak Robert California, to trzeba trochę inaczej podchodzić do sprawy. Robert
polubił Nellie do tego stopnia, że zgodził się na jej przeniesienie, a gdy był
świadkiem bezczelnych przejawów jej niesubordynacji i braku wyczucia, nie tyle
jej nie strofował, co jeszcze ją chwalił! Kazał nawet wyprawić jej przyjęcie
powitalne. I zastanawiające jest teraz, czy podejście pracowników do nowej
szefowej nie odzwierciedla podejścia części publiczności, jakby na to wskazywały
opinie po emisji odcinków z udziałem Tate.
W ostatnim odcinku okazało się
oczywiście, że trudna osobowość Nellie ma swoją przykrą genezę (podobnie, jak
jej negatywny stosunek do magików). I co prawda uwielbiam momenty, w których
Dwight i Jim zmuszeni są do współpracy, ale ich przenoszenie mebli w nowym
mieszkaniu Nellie wydało mi się mocno wymuszonym sposobem na odkrycie tajemnicy
o życiu uczuciowym nowej pani menadżer, skrytej w pudełku po butach. Po tym odkryciu
ci bardziej przyzwoici usiłowali powstrzymać przyjęcie-katastrofę. Łatwo
zgadnąć, kto to był.
A co z Andym? Ruszył w podróż
po miłość Erin, odzyskał ją i właściwie wszystko powinno być pięknie. Widzowie
powinni cieszyć się tak, jak w momencie zejścia się Jima i Pam. Ale niestety,
Andy jak zwykle chciał wypaść dobrze przed wszystkimi, udawać, że jest dobrze i
wesoło, równocześnie raniąc uczucia Erin. Ona nie zwróciła mu na to uwagi i nie
powiedziała, jak się czuje z tym, że zerwanie z (super-poważną, jak kiedyś
określał) dziewczyną wyjaśnił swoim rzekomym homoseksualizmem, a nie tym, że
chcą z Erin wrócić do siebie. Ale takie milczenie stało się jej znakiem rozpoznawczym.
Musiało minąć trochę czasu, nim sam Andy zorientował się, co właściwie zrobił.
Ona udawała, że śpi by uniknąć rozmowy. Z tego właśnie powodu ich
związek nie wydaje się ani specjalnie trwały, ani specjalnie wiarygodny. A co
za tym idzie niespecjalnie warty uwagi. Jakkolwiek słodka wydaje się stworzona
przez Ellie Kemper postać i jak bardzo zmienił się Andy od momentu pojawienia
się w serialu.
Ciekawe, czy po powrocie do
Scranton, Andy Bernard będzie w stanie zawalczyć o swoją posadę. Przydałoby
się, by zebrał się na odwagę, bo przy pannie Bertram niedługo nawet Stanley
będzie z sentymentem wspominał lata panowania Michaela Scotta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz