Drugi sezon "Shameless" już za nami. Dużo działo się przez ostatnie miesiące u Gallagherów, ich krewnych i znajomych.
Dzieciaki z tej rodziny muszą znosić
dużo. I świetnie sobie z tym radzą, chociaż dopiero teraz można odkryć,
że to niekoniecznie Fiona jest tą najsilniejszą z nich wszystkich. Każde
na swój sposób radzi sobie ze stresem, jaki fundują im dysfunkcyjni
rodzice (i to w duecie). Podziwiać można Debbie, która powoli wyrasta na
drugą wersję starszej siostry i pewnie też przejmie większą część jej
obowiązków, gdy podrośnie. Już teraz zaczęła od opieki nad zgrają
niekoniecznie grzecznych dzieciaków. Z drugiej strony cechuje ją jeszcze
dziecięca naiwność, z którą nie zawsze stara się walczyć. Dała w końcu
namówić się na szaleńcze zakupy, czy na włam do szpitala. Jak każde
dziecko pragnęła czułości i jeśli mogła dostać ją od matki, która
znajdowała się akurat na bipolarnym szczycie, to nie mogła z tego nie skorzystać.
Lip za to postępował wyjątkowo niezrozumiale w tym sezonie. Zaczynając
od uganiania się za zamężna oraz kompletnie niewartą tego dziewczyną,
przez rzucanie szkoły, aż po pretensje względem rodzeństwa w chwili, gdy
powinni trzymać się razem.
To był też bardzo ważny sezon dla Sheili Jackson. Co prawda zdawało się,
że nie pozbędzie się już Franka i że to on będzie powodem nawrotu jej
choroby. Tu jednak nastąpiło miłe zaskoczenie, bo oto Sheila przez
ostatnie dwanaście odcinków robiła coraz więcej kroków w stronę
normalnego życia. Kroków dosłownie i w przenośni, bo codziennie
wychodziła dalej z domu. Z radością oglądało się jej wizyty w sklepie,
czy u fryzjera. A kiedy pod koniec sezonu postawiła się nawet swojej
ukochanej córce, można było tylko skakać z radości. Wybierając dziecko,
któremu jest teraz naprawdę potrzebna, prawdopodobnie pozbyła się Karen
już na zawsze. Jedynym plusem z jej obecności było to, że
wyszła za Jody’ego. Co prawda jego postać może kompletnie zmienić
niektórym odbiór „Kiss From a Rose” Seal’a, ale to na tyle sympatyczny i
ciekawy gość, że można mu to wybaczyć. I kibicować postępom jego i
Sheili.
Powrócił też Steve, niegdyś Jimmy. Syn
bogatych rodziców i brat kompletnego kretyna, student medycyny, wiodący
podwójne życie, niemal jak szpieg. Ostatnio nawet w Ameryce Południowej w
towarzystwie bossów narkotykowych. I wszyscy dobrze widzieli od
początku, jak bardzo Fiona walczyła ze sobą, by nie prosić go o powrót, a
potem by nie dać mu się znowu kompletnie wprosić w swoje życie. To
wymykanie się, by nagrać mu wiadomość na pocztę głosową, i zapraszanie
go na nocowanie u Debbie mówiło wiele. Podziw należy się twórcom za oddanie
związku między kobietą i mężczyzną, kiedy wiesz, że to nie jest dobra
partia, ale nie możesz się oprzeć. Co zabawniejsze, nowa latynoska żona
Steve’a miała ten sam problem z Markiem z pudełka. Od kiedy Steve
pojawił się ponownie w zasięgu, było jasne, że w końcu wrócą so siebie.
Po zakończeniu sezonu wydaje się jednak, że Fiona właściwie zasłużyła na
odrobinę bliskości i kogoś, kto będzie przy niej w tym całym cyrku i,
nawet świadom sytuacji, będzie chciał z nią zostać.
A co Frankiem? Przez cały sezon
wyczyniał rzeczy, za które trudno byłoby go tolerować, a co dopiero
lubić. To nie była nowość, ostatnio jego poczynania przekroczyły
wszelkie pojęcie. Jednak wraz z pojawieniem się Moniki można było
odkryć, że jednak jest ktoś, na kim mu w jakimś stopniu zależy. Co
prawda okazywał to w dosyć specyficzny sposób, ale wydawało się, że jego
uczucia względem żony były szczere. Że Monica była jedyną osobą, przy
której czuł jakąś namiastkę szczęścia. I dlatego było mi go nawet szkoda
w ostatnim odcinku, nawet po tym, co zrobił Dottie kilka epizodów
wcześniej.
Trochę szkoda było go też, gdy w życiu
jego i dzieci znowu pojawiła się Peg Gallagher, matka Franka. Może nie
do końca miała wpływ na to, na jakiego człowieka wyrósł Frank, ale na
pewno jej twarda ręka miała w tym swój udział. I tu ciekawostka: w jej
rolę wcieliła się Louise Fletcher, czyli siostra Ratched z „Lotu nad
kukułczym gniazdem”. Skądś kojarzyło się to twarde spojrzenie i
nieznoszący sprzeciwu ton. Krótko mówiąc, była to właściwa osoba we
właściwej roli.
Jak to zwykle u Gallagherów bywa, przez
całe lato mieli tam mnóstwo rozrywek: nielegalne przedszkole, aborcje i
porody, plantację marihuany i fabrykę amfetaminy w piwnicy, sekty, próby
porwania, eutanazję, narkotyki i używanie broni, zdradzające żony i
mężów, próby samobójcze, ucieczki z psychiatryka, a nawet jednego
zastrzelonego orła bielika. I chociaż nie zawsze wiadomo, co jeszcze
pokażą, możemy być pewni, że z nimi nie można się nudzić. Oby kolejny
sezon "Shameless" zapewnił nam to samo.
Źródło: hatak.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz