Nowy
Rok to nowe odcinki ulubionych produkcji, w tym mojego czarnego konia -
"How I Met Your Mother". Chociaż mało co przebije odcinek z Robin jako
narratorem (narratorką?) i tu żarty lekko oklapły, to nadal uważam, że
warto było oglądnąć.
Sylwestrowa
noc to dla Robin kolejna porcja stresu, dla Lily i Marshalla kolejna
lekcja cierpliwości i zrozumienia siebie nawzajem, a dla Teda kolejne "chciałem dobrze i ambitnie, wyszło jak zawsze". W tym, oczywiście, towarzyszy mu Barney, który ma dodatkowo drugi priorytet - przelecieć kogo się da!
To
jeden z takich seriali, który świetnie sobie radzi z retrospekcjami.
Często nawet cały odcinek opiera się na minionych wydarzeniach i, tak
jak tutaj, nie ma w tym najmniejszego zgrzytu. Wszystko do siebie pasuje
i przeplata w odpowiednim tempie. Nawet przerywanie opowieści jest
pokazane, kiedy Robin trzykrotnie łomocze do drzwi, bo jakiś facet
zagaduje Marshalla o hamburgera. Tym razem wspominki odbywają się na
cmentarzu, gdzie Marshall próbuje spędzić trochę czasu ze swoim zmarłym ojcem. Przy piwie, grillu i meczu footballu
amerykańskiego, zakłócanego nie tylko przez żałobników z odbywającego
się pogrzebu, ale też przez pozostałych braci Eriksen.
Muszę
chyba przetasować listę ulubionych charakterów. Na pierwszym miejscu
nadal remis, Marshmallow i Lilypad, na drugie miejsce po ostatnim
odcinku wskoczyła Robin, którą wcześniej specjalnie się nie
przejmowałam. Trzecie miejsce rezerwuję dla Teda, bo chociaż jest
nudziarzem, to nie wkurza mnie tak, jak Barney Stinson. Najlepszy
Garnitur w Nowym Jorku już pod koniec poprzedniego sezonu wydawał mi się za bardzo na siłę. Wtrącanie wszędzie "przelecę mnóstwo pijanych lasek",
jakby zacięła mu się płyta, szarpie moje nerwy szybciej, niż Lily
irytowało czytanie na głos "Tajemniczych historii" nienarodzonemu
dziecku. Nawet całkiem zgrabnej piosenki o wymarzonym barze, Puzzles,
nie ominął, dodając dodatkowo, że zdarzy się to w pokoju Teda. Jeśli
można doświadczyć zmęczenia materiałem, to takim materiałem jest pan
Stinson. Zaraz obok Hanka Moody'ego i doktora House'a.
Jak
każdy odcinek, który ma w sobie coś specjalnego, traktuje o Świętach
czy właśnie Sylwestrze i Nowym Roku, ten także ma jakiś morał na koniec.
Mówi, że wszyscy możemy zacząć z nową kartą 1 stycznia. Dawno
niewidziany ojciec, czy ambitna dziennikarka bez możliwości awansu. Mówi
też, że po pijaku ludzie rozmawiają o życiu, filozofii i literaturze,
na przykładzie "Ulisessa" Jamesa Joyce'a, kiedy na trzeźwo zdarza im się
częściej rzucać głupie żarty i gadać o seksie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz