środa, 4 stycznia 2012

How I Met Your Mother 7x13: Tailgate


Nowy Rok to nowe odcinki ulubionych produkcji, w tym mojego czarnego konia - "How I Met Your Mother". Chociaż mało co przebije odcinek z Robin jako narratorem (narratorką?) i tu żarty lekko oklapły, to nadal uważam, że warto było oglądnąć.

Sylwestrowa noc to dla Robin kolejna porcja stresu, dla Lily i Marshalla kolejna lekcja cierpliwości i zrozumienia siebie nawzajem, a dla Teda kolejne "chciałem dobrze i ambitnie, wyszło jak zawsze". W tym, oczywiście, towarzyszy mu Barney, który ma dodatkowo drugi priorytet - przelecieć kogo się da!

To jeden z takich seriali, który świetnie sobie radzi z retrospekcjami. Często nawet cały odcinek opiera się na minionych wydarzeniach i, tak jak tutaj, nie ma w tym najmniejszego zgrzytu. Wszystko do siebie pasuje i przeplata w odpowiednim tempie. Nawet przerywanie opowieści jest pokazane, kiedy Robin trzykrotnie łomocze do drzwi, bo jakiś facet zagaduje Marshalla o hamburgera. Tym razem wspominki odbywają się na cmentarzu, gdzie Marshall próbuje spędzić trochę czasu ze swoim zmarłym ojcem. Przy piwie, grillu i meczu footballu amerykańskiego, zakłócanego nie tylko przez żałobników z odbywającego się pogrzebu, ale też przez pozostałych braci Eriksen.

Muszę chyba przetasować listę ulubionych charakterów. Na pierwszym miejscu nadal remis, Marshmallow i Lilypad, na drugie miejsce po ostatnim odcinku wskoczyła Robin, którą wcześniej specjalnie się nie przejmowałam. Trzecie miejsce rezerwuję dla Teda, bo chociaż jest nudziarzem, to nie wkurza mnie tak, jak Barney Stinson. Najlepszy Garnitur w Nowym Jorku już pod koniec poprzedniego sezonu wydawał mi się za bardzo na siłę. Wtrącanie wszędzie "przelecę mnóstwo pijanych lasek", jakby zacięła mu się płyta, szarpie moje nerwy szybciej, niż Lily irytowało czytanie na głos "Tajemniczych historii" nienarodzonemu dziecku. Nawet całkiem zgrabnej piosenki o wymarzonym barze, Puzzles, nie ominął, dodając dodatkowo, że zdarzy się to w pokoju Teda. Jeśli można doświadczyć zmęczenia materiałem, to takim materiałem jest pan Stinson. Zaraz obok Hanka Moody'ego i doktora House'a.

Jak każdy odcinek, który ma w sobie coś specjalnego, traktuje o Świętach czy właśnie Sylwestrze i Nowym Roku, ten także ma jakiś morał na koniec. Mówi, że wszyscy możemy zacząć z nową kartą 1 stycznia. Dawno niewidziany ojciec, czy ambitna dziennikarka bez możliwości awansu. Mówi też, że po pijaku ludzie rozmawiają o życiu, filozofii i literaturze, na przykładzie "Ulisessa" Jamesa Joyce'a, kiedy na trzeźwo zdarza im się częściej rzucać głupie żarty i gadać o seksie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...