wtorek, 2 kwietnia 2013

Gra o tron 3x01: Valar Dohaeris


To lubię. Razem z końcem trzeciego sezonu "Walking Dead" (o tym też już niedługo) dostałam nowy sezon produkcji, o której jeszcze kilka lat temu mogłam tylko pomarzyć. Nie smucę się zatem - przerzucam uwagę z jednego na drugie.

Wydawałoby się, że minęło strasznie dużo czasu od finałowego odcinka drugiego sezonu. Że przez ten czas mogliśmy żywić się tylko powtórkami i okazjonalnymi zdjęciami z planu. Potem dostaliśmy więcej, tygodnie przed premierą trzeciego sezonu upływały pod znakiem nowych filmików, plakatów, oficjalnych zdjęć i reklam. Nadal było nam mało, a wielkanocną premierę "Valar Dohaeris" powitaliśmy jak - nie przymierzając - stado wygłodniałych wilkorów.

I apetyty zostały nasycone. A przynajmniej zjedliśmy dobre śniadanie.

Można było przebierać w świetnie zagranych scenach. Rozmowa Tyriona zarówno z siostrą (w końcu widzimy więcej życia w Cersei!) jak i ojcem, nonszalancko bezczelny (lub bezczelnie nonszalancki) ser Bronn znad Czarnego Nurtu, historia Davosa - od męki na skalistej wysepce, po sztylet wznoszony na Czerwoną Kapłankę. Nawet Sansę i Shae, siedzące nad zatoką, oglądało się z ciekawością. Scena otwierająca miała klimat i trzymała w napięciu, odczuwało się panikę i osamotnienie razem z Samwellem. Pierwsze spotkanie z Królem Za Murem i jego "dworem"  także wypadło świetnie. Przynajmniej ze strony Ciarána Hindsa i nowej części obsady.

Kit Harrington wyrasta nam na godnego następcę Orlando Blooma. Oto aktor ładny, z jednostajnie odgrywaną manierą i niezmiennym spojrzeniem. Zapewne znany będzie z tej jednej roli w produkcji fantasy, dzięki której "wypłynął". Później zostanie mu grywać w mniej udanych filmach, które po premierze kinowej są ostro krytykowane (u Blooma np. "Trzej muszkieterowie", u Harringtona "Silent Hill 2") lub trafiają od razu na DVD. Absolutnie nie jest mi szkoda. W obsadzie "Gry o tron" można przebierać wśród aktorów - młodszych i bardziej utalentowanych, którzy zasługują na uwagę. Partnerująca mu w tych pierwszych scenach Rose Leslie (jako Ygritte) bez specjalnego wysiłku wykonuje lepszą robotę.

Może nie byłam wcześniej przekonana do pomysłu obsadzenia Natalie Dormer w roli młodziutkiej i słodkiej Margaery, a obnażenie jej przebiegłości już w pierwszym odcinku było tak niewłaściwie, że prawie oburzające. Natalie nie jest moją ulubioną aktorką we wszechświecie, nie plasuje się nawet w pierwszej setce, ale tu mnie przekonała (może tak, jak inna aktorka nie mogłaby). Musiała czekać na to kilka odcinków i niemalże półtora roku, ale udało się. Chociaż wiem już, że Margaery Tyrell jest przewrotna i sprytna, a jej ambicje są wielkie, to przez chwilę daję się nabrać na jej dworne gesty. Jej uśmiech jest równie słodki dla głodnych sierot z Zapchlonego Tyłka, jak dla królowej i jej odrażającego pierworodnego.

Względem odstępstw od literackiego pierwowzoru wystarczy powiedzieć tyle, że skoro już trzeci sezon twórcy podejmują to ryzyko, to pozostaje nam tylko się z tym pogodzić. Szybkie zdemaskowanie ser Barristana nie przeszkadzało mi specjalnie, chociaż okoliczności były do bólu wręcz schematyczne. Pozory przecież mylą, jak to zwykle bywa kiedy masz do czynienia z niewinnym milczącym dzieciątkiem, a z drugiej strony widzisz zakapturzonego nieznajomego. Teraz trzeba czekać na resztę egzotycznego orszaku Daenerys. Ze złotozębym najemnikiem na czele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...