poniedziałek, 8 maja 2017

Hurtownia: wszyscy o tym mówią



Nie traćmy czasu. Przed Wami kilka premier, które już wywołały lub dopiero wywołają szum w rankingach i umysłach nadwrażliwych rodziców. Oraz Supernatural, ponieważ pewne rzeczy trudno mi zostawić, nawet jeżeli zgrzytam zębami podczas oglądania.

13 Reasons Why


Czasami kiedy zaczynasz jakiś serial wiesz dobrze, że nie jest on przeznaczony dla ciebie... Ba! Sama nie raz o tym wspominałam, ostatnio w notce o Crazy Ex-Girlfriend. Historia Hanny Baker, jej i całej bandy paskudnych i nierealnych nastolatków, jest jednym z tych kontrowersyjnych seriali, które oburzają pedagogów i przerażają rodziców. I nie jest to mój serial.

Nie jestem odpowiednią do tej produkcji grupą wiekową, liceum skończyłam bowiem ładnych parę lat temu. Doceniam jednak, że ktoś postanowił podjąć się tematu samooceny nastolatków - szczególnie w czasach wszechobecnego internetu, a także cymbałów, którzy dają w nim przejaw swoich frustracji i wyżywają się na innych. Uważam równocześnie, że mógł on zostać potraktowany w inny, lepszy sposób. Atmosfera niejasnych dialogów, tajemnicy - kiedy wszyscy wkoło wiedzieli, ale nie chcieli mówić - stała się szybko nie do zniesienia i trochę dusiła ten całkiem nieźle zrealizowany technicznie serial.

Dzieciaki są tutaj albo ofiarami i cichymi dziwakami jak Hannah i Alec, aniołami jak Tony i Jeff (ten jeden koleś, który musiał zginąć w wypadku, bo był po prostu zbyt idealny), albo głośnymi, ale popularnymi, kretynami - i tu patrzę na całą drużynę sportową. Nie pokazuje się złotego środka, za to odrealnia się nastolatków i ich zachowania. Jeżeli nie nadaje się im wszystkich cech najlepszego latynoskiego chłopaka z biednej dzielnicy, to zmienia się ich w odrażający i jednowymiarowy charakter, jak w przypadku Bryce'a czy Courtney.

Sama Hannah Baker w moich oczach również nie traktowała innych najlepiej, co osiągnęło apogeum na taśmach, wokół których kręci się cała fabuła. Przez te taśmy Tyler, chłopak już i tak prześladowany w szkole, stał się obiektem kolejnych ataków - teraz nawet we własnym pokoju. Jeszcze inny targnął się na swoje życie, a jej rodzice - którym w żaden sposób nie dała znać o swoich problemach, a juz na pewno nie o tym, że ktoś ją napadł - do końca swoich dni już będą cierpieć na myśl, że mogli coś zrobić, ale nie było im dane. Hannah dodatkowo cały czas narzekała, że nie ma przyjaciół, że źle ich dobiera, chociaż przez cały sezon miły i uczynny Tony wyświadczał jej przysługi, a nawet bronił sekretów po jej śmierci. Clay, główny bohater, chciał być tak blisko niej, jak może tylko nieśmiały, zauroczony chłopak. Jednak jej wystarczył jeden raz, gdy krzyknął na nią w chwili własnej słabości, by spisać tę znajomość na straty.

Drugi sezon został już zamówiony, by dokończyć wątki tak kiepsko ucięte w finale. A były to wszystkie historie, poza martwą dziewczyną - zabieg dosyć ryzykowny, gdyby okazało się, że drugiej serii nie będzie wcale. Nie do końca jednak jestem przekonana, by było to dobre rozwiązanie. Taśmy - trzon narracji - się skończyły. To sprawi, że charakterystyczny styl całej produkcji zostanie utracony, a drugi sezon będzie po prostu kolejnym zwykłym serialem o nierealnych nastolatkach i o tym, czy w Ameryce rich white privilege ma się dobrze także wśród nastolatków.4

American Gods, 1x01


Kojarzycie, kiedy coś jest tak przerysowane i kiczowate, że zaczyna ponownie się podobać i dostaje nową wartość dzięki temu? To Amerykańscy bogowie w pigułce. Przesadzone efekty krwi i latających kończyn (bitwa Wikingów z samego początku), jaskrawe kolory, symboliczne sceny snów, a także nadużycie slow motion i przesadzone aktorstwo postaci drugoplanowych. Ian McShane, którego kojarzę jako rażącego stanowczą osobowością, tutaj gada jak najęty i na razie to tyle, co można powiedzieć o jego postaci. Stanowi kontrast do małomównego Cienia, granego przez Ricky'ego Whitle, który dla tej produkcji poświęcił rolę (i świetny wątek) w The 100.

Chociaż nie przepadam za twórczością Gaimana, odświeżam sobie audiobook tej właśnie książki. Doceniam przez to fakt, że uwspółcześnili niektóre rzeczy - są tu e-papierosy z syntetykiem z żaby zamiast zwykłych fajek, hełm z Virtual Reality zamiast tradycyjnej szmaty z chloroformem i rozmowy na tyłach limuzyny. Jest nawet aplikacja randkowa, przez którą ze swoimi wyznawcami umawia się bogini Bilquis, bo najwyraźniej używanie do tego prostytucji to już przeżytek.

Fuller od zawsze ocierał się o karykaturalność i przesadę. Jeżeli jednak w Hannibalu dawał jakieś pozory wyszukanego smaku - bo wyszukane potrawy, trzyczęściowe garnitury i muzyka klasyczna - tak tutaj się nie krępuje. Już czołówka w neonowych barwach pokazuje widzowi, na co ma się przygotować. Czołówka, podczas której ja warczę "Black Sails did it, Daredevil did it, nawet Westworld did it" w stronę ekranu. Ale właśnie przez to przerysowanie nie mogę się doczekać występów Crispina Glovera, aktora bardzo charakterystycznego, który robi karierę na byciu dziwakiem, Gillian Anderson w kilku wcieleniach, Petera Stormare (facet śpiewał u Larsa von Treira, ludzie!) i Kristin Chennoweth, ze względu na sentyment po Pushing Daisies, która ma być odzianą w pastele i kwiaty Wielkanocą.

Supernatural, sezon 12


Lubię Mary Winchester. Wprowadza (obok epizodycznie występującej Jody Mills) pierwiastek silnej kobiety, która nie zajmuje się tylko kombinowaniem i złośliwościami, jak Rowena, ale robi robotę. Niemniej, widzę dobrze, że jej wątek został wprowadzony bez większego przemyślenia. Ot, ktoś pomyślał, że można ożywić Mary, a Samantha Smith ma trochę czasu. Potem przyszedł czas na ustalenie, co tak właściwie matka Sama i Deana w ma robić i... pojawił się problem. Pewnie dlatego tak dużo czasu Mary spędza poza kadrem. Podobnie musiało być z British Men of Letters bo - poza bezsensownym torture-porn z początku sezonu i dostarczeniem Winchesterom nowej broni i kamizelek kuloodpornych - członkowie tej organizacji kręcą się trochę bez celu.

Do tego wszystko, co wiąże się z powrotem Lucyfera, to najnudniejsze części dwunastego sezonu. Szatański potomek? Wątek kulawy. Odzyskany magiczny colt i jego magiczne pociski? Przecież dobrze wiemy, że to go nie zabije - już kiedyś przecież próbowali. Lucyfer przerzucający się złośliwościami z przetrzymującym go Crowley'em? Król Piekła dawno stracił koloryt i charakter, więc nie robi to wrażenia. Może nawet zaczyna trochę irytować.

Byłam w stanie wybaczyć każdy kiepski żart kosztem Castiela za to, jak rozwiązał sprawę z Mrocznym Kosiarzem. Bo, oczywiście, Winchesterowie musieli być idiotycznie bohaterscy, nie można przecież odpuścić poświęcenia się jednego za drugiego. Najwyraźniej czasami nawet anioł ma dość ich kompleksu bohatera i rozwiązuje sprawy tak, jak prawdopodobnie zrobiłby to inny łowca. 

Jak zwykle, odcinki nie dotyczące głównego wątku wydają się najmocniejsze. Zaklęcie rzucone na Deana, który stopniowo zapominał kim jest - świetne. Motyw z żółtymi karteczkami miał piękny finisz! Stypa po znajomym łowcy i pułapka zastawiona na opłakujących go? Miło było zobaczyć, że inni przedstawiciele tego "zawodu" nadal istnieją i są aktywni.

Iron Fist


Długo zwlekałam z seansem, ale w końcu się zabrałam. I powiem krótko, zgadzam się z opiniami, że Iron Fist to najgorszy serial z uniwersum Marvela. Dosyć spore rozczarowanie w 2017 roku. Danny Rand w wykonaniu Finna Jonesa (ser Loras Tyrell z Gry o tron) to ten koleś, który dopiero co poznał filozofię Buddystów i chce pokazać wszystkim, jak mocno w tym siedzi. W porównaniu z innymi Defendersami wypada blado. Szczególnie, że oni - sami będąc w kiepskiej często sytuacji - naprawdę pomagali ludziom, natomiast priorytetem Danny'ego jest głównie jego firma.

Do tego produkcja wygląda jak nieśmieszny, kiepski film komiksowy z lat 90. albo pilot serialu o Wonder Woman, który nigdy nie wystartował. Daredevil wyznaczył bardzo wysoką poprzeczkę, jeżeli chodzi o sceny walki, której Iron Fist nie jest nawet w stanie dosięgnąć. Dobrze, że jest chociaż ulubiona marvelowska pielęgniarka - Claire Temple.

Jest na tyle roczarowująco, że nikt jeszcze nie mówi o drugim sezonie. Oczywiście, za powód tego można podać, że czekamy na The Defenders, ale to wydaje się mocno naciągane. Jeżeli druga seria się nie pojawi, płakać będzie chyba tylko Finn Jones - jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak słabo zareagował na krytykę Iron Fist w sieci.

1 komentarz:

  1. Największym problemem 13 Reasons Why są nie tyle odrealnione postacie, co odrealniony temat zaburzeń psychicznych. W serialu nie ma ani słowa o tym, że Hannah cierpiała na zaburzenie albo chorobę psychiczną. A na pewno taka choroba jej się trzymała, bo w jej opowieści widać chociażby derealizację (charakterystyczną dla osób z zaburzeniami). W serialu wszystko sprowadza się do tego, że winę za samobójstwo Hannah ponoszą jej znajomi - a tak w rzeczywistym świecie nie jest.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...