wtorek, 20 grudnia 2016

Hurtownia: krew, krew i jeszcze raz krew



Powoli szykuję się do podsumowania roku oraz serii notek o serialowej części uniwersum Star Treka. To drugie w ramach postanowienia na przyszły rok. Ale tutaj, podążając trochę tropem przygód Asha Williamsa, skupiłam się na serialach, gdzie leje się trochę krwi, a paranoja i manipulacja ma się dobrze. I gdzie niektórzy tak chcą być Grą o tron, że zaangażowali nawet jednego z martwych bohaterów.


Frontier


Jason Momoa jest stworzony do grania gwałtownych wojowników. Zagrał już żołnierza w Stargate: Atlantis i khala Drogo w Grze o tron. Wcielił się w Conana Barbarzyńcę w mało udanym reboocie, a niedługo zobaczymy go też jako dzikszą wersję Aquamana. Zabawne, że zaczynał w hawajskim spin-offie Słonecznego Patrolu i w modelingu (podobnie jak Travis Fimmel z Wikingów). Teraz za to, w historii o osadnikach w Ameryce Północnej i ich konflikcie z rdzennymi mieszkańcami, Momoa gra Declana Harpa, buntownika walczącego z kompanią handlową i jej złymi szefami.

Sprawa jest tutaj dosyć prosta: Indianie są tymi dobrymi, Francuzi to chciwi tchórze, Anglicy szukają okazji by wymordować wszystko i wszystkich. Drugi z głównych bohaterów, Michael Smyth, mógł być ułożonym kontrastem dla awanturnika Harpa, ale przez taki zabieg wypadł miałko i nie przyciąga uwagi.  Co trochę ratuje trochę ten serial, to tło historyczne. Na pewno znajdą się widzowie, którzy w podobny sposób oglądają Wikingów, czy śledzili Dynastię Tudorów - by zobaczyć ile historii jest w scenariuszu, a ile wymysłów (w tym wypadku kanadyjskich) scenarzystów.

Nie wiem, czy zamysłem twórców było opierać serial w całości na postaci Harpa, i tylko jego uczynić interesującą - w przeciwieństwie do Smytha. Niestety, jeżeli nie taki był zamysł, to tak właśnie wyszło. A może charyzma i dzika aparycja Jasona Momoa jest w stanie przyćmić każdego? Pewne jest to, że na jego cechach charakteru całego serialu się nie pociągnie. I piszę to dobrze wiedząc, że kanał Discovery zamówił już drugi sezon.

Preacher


Preacher padł ofiarą The Walking Dead. Nie szkodzi mu specjalnie to, że wierni fani komiksowego pierwowzoru patrzą krytycznie na Dominica Coopera w roli tytułowej, albo że to właściwie jest prequel komiksów, a nie jego adaptacja. Przedłużający się już serial o świecie zombie ma oglądalność odpowiednią by nadal być nadal flagową produkcją stacji AMC. Przez to Preacher jest serialem, na który niewielu specjalnie czekało w dzień emisji. Pierwszy sezon pokazał, że niezasłużenie.

Wystarczy oglądnąć sceny otwierające kolejne odcinki i przedstawiające kolejnych bohaterów, by polubić tę produkcję. Kiedy scena ukazująca pastora, wygłaszającego kazanie do grupy wiernych, kończy się tajemniczym wybuchem, a irlandzki barman na pokładzie samolotu toczy bójkę z podpitymi pasażerami, żywcem wyjętą z filmów Guy'a Ritchiego, można już być pewnym porządnej rozrywki. Nie można odmówić twórcom kreatywności i odpowiedniego wykorzystania zdolności bohaterów - w celu zrewidowania tego poglądu odsyłam do walki w motelu. Jest dużo krwi i niezłe dialogi, są też moralizatorzy i małomiasteczkowi idioci. W końcu to Teksas.

Mocnym punktem serialu są główni bohaterowie. Cooperma odpowiednie zaangażowanie i podkręca je w scenach kazań, jest też doskonale przewrotny kiedy odkrywa w sobie moc, której nie do końca kontroluje. Joseph Gilgun (Misfits), jako irlandzki wampir Cassidy, trochę kradnie show, bo wzbudza największą sympatię. Tak, chociaż jest krwiopijcą i mordercą, to chciałoby się mieć takiego kumpla. Do tego Gilgun potrafi stworzyć chemię z każdym towarzyszącym mu w scenie aktorem. Ruth Nega, jako Tulip, jest niezależna, bardzo porywcza, a równocześnie potrafi chłodno kalkulować sytuację, a z Custerem łączy ją naprawdę burzliwa przeszłość i chorobliwy wręcz sentyment. Energia, niestety słabnie trochę na drugim planie. Z założenia fascynująca historia Eugene'a nie wzbudza wielkiego zainteresowania, bo jej tempo nie dorównuje reszcie. Emily, która pomaga w kościele, zwyczajnie nudzi. Nie wiem, co więcej o niej napisać, a to powinno być odpowiednim podsumowaniem tej postaci.

The 100


Zacznijmy od tego, że to serial stacji CW, czyli stacji pięknych ludzi (odsyłam do recenzji ich wersji Pięknej i Bestii). Bohaterowie co do jednego są młodzi i atrakcyjni. Lub w średnim wieku, lekko siwiejęcy i atrakcyjni. Pomysł wydał mi się oryginalny: setka skazanych za różne przestępstwa dzieciaków zostaje zesłana na Ziemię, którą ludzkość opuściła sto lat wcześniej po kataklizmie nuklearnym. Szybko okazuje się, że część ludzkości przeżyła i od podstaw i zbudowała cywilizację na gruzach USA.

A czym może zająć się setka nastolatków, puszczona samopas w nieznany teren? Seksem, terroryzowaniem słabszych, niszczeniem okolicy i narażaniem się dzikim plemionom. Szybko muszą zewrzeć szeregi, by nie zginąć, a niektórzy z nich zaczynają bliżej poznawać tubylców. Trup zaczyna słać się gęsto, a młodzi i nic nie wiedzący przywódcy posuwają się nawet do krwawych tortur. Do tego widzimy też kryzys na stacji kosmicznej, która niemalże rozpada się dorosłym pod nogami.

Przyznam, że w pierwszym sezonie na początku irytowali mnie wszyscy. Nim dotrwałam do finału ta sytuacja zmieniła się minimalnie. Poczułam sympatię do Octavii - dziewczyny, która całe życie spędziła w ciasnych kwaterach swojej rodziny, gdzie urodziła się w sekrecie - i chętnie śledziłam jej rozwój. Reszta? Pośród mniej lub bardziej interesujących nastolatków w nietypowej scenerii, są tu też wątki fanatyków, czy "kolejne wcielenie Jezusa", który musi poświęcać się za każdego i każdej niemal sprawie. Główna bohaterka, Clarke, to Rick Grimes w kobiecej wersji - gdzie się nie zjawi, czego się nie dotknie, prędzej czy później sprowadza nieszczęście

Im dalej rozwijała się fabuła, tym stawała się mroczniejsza. Jednocześnie jednak pojawiały się naprawdę absurdalne rozwiązania - między innymi to, że w finale trzeciego sezonu potrzebna była transfuzja czarnej krwi między dwoma bohaterkami, by te mogły zmierzyć się w symulacji rodem z Matriksa, gdzie przy okazji spotkały ducha postaci, która zginęła kilka odcinków wcześniej. Wszystko to wśród mutantów, kanibali i ludzi z kosmosu, którzy - wzorem prawdziwych Pielgrzymów w Ameryce Północnej - uznali, że ten oto teren należy do nas i zarżniemy każdego tubylca, który mówi inaczej. Fun times, prawda? Czwarty sezon będzie miał premierę w lutym 2017, a ja będę oglądała. Trochę z przyzwyczajenia, trochę dlatego, że będzie tam Zach McGowan.

Dirk Gently's Holistic Detective Agency


Elijah Wood często gra cichego nieudacznika, który nagle wpada w ciężkie tarapaty z powodu kolesia, który znienacka pojawia się w jego domu. Było tak z Gandalfem, psem Wilfredem (można uprzeć się, że w Hooligans było podobnie), a teraz z lekko ekscentrycznym Brytyjczykiem w żółtej kurtce, który prowadzi tytułową agencję i uważa, że wszystko na świecie (i wszyscy) jest w jakiś sposób ze sobą połączone.

Postać grana przez Wooda, Todd, traci pracę w renomowanym hotelu po tym, jak odkrywa w apartamencie zwłoki. Jakby tego było mało, właściciel jego mieszkania jest agresywnym dupkiem, a chora siostra potrzebuje pomocy. Wtedy u jego drzwi staje Dirk Gently, którego śladem podąża nawiedzona zabójczyni (w tej roli córka Brada Dourifa, czyli odtwórcy laleczki Chucky i Grimy z Władcy pierścieni, więc trochę nerdgasmuję). I kilka innych ciekawych postaci, w tym detektywi prowadzący śledztwo w sprawie morderstwa w hotelu, agenci rządowi i anarchiści.

Amerykańska adaptacja nadaje się wyśmienicie jako rozrywka na weekend. Samuel Barnett (Renfield z Penny Dreadful) w tytułowej roli to sama przyjemność do oglądania. Podobnie jak Fiona Dourif, która gra tak jakby Chigurh z No Country for Old Men został zombie, ale nie zapomniał, że ma zadanie do wykonania. Całość kojarzy mi się trochę z gifem z Community, na którym jeden z bohaterów wraca do mieszkania z pizzą i zastaje kompletny chaos, nie wiadomo skąd. Trochę tak jest z Gently'm. In a good way.
Serial opiera się luźno na serii książek Douglasa Adamsa, która nie została dokończona, może to oznaczać dwie rzeczy: że przygody Dirka Gently'ego zakończą się dosyć szybko, lub że Max Landis (scenarzysta i autor kilkunastu wydawnictw dla DC Comics) będzie musiał poprowadzić historię samodzielnie. Nim to się stanie, warto zapoznać się z entuzjastycznym Dirkiem i jego friendssistantem Toddem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...