poniedziałek, 6 marca 2017

Black Sails, 4x06: you get what you deserve?


Kiedy serial obliczony jest na konkretną ilość sezonów, stoi za nim z reguły zamknięta historia, dopracowana w każdym szczególe. Czasami, wraz z ostatnimi odcinkami, obsada zmniejsza się w sposób dramatyczny. Słowem - ludzie giną. Nawet jeśli jest to show o przestępcach, których powinna dosięgnąć w końcu ręka sprawiedliwości lub czyjaś zemsta, to fandom jest w szoku. Nie ukrywajmy, że śmierć jest tym, co powinno spotkać większość bohaterów Black Sails. Czy tego chcemy, czy nie.

Uwaga, here be SPOILERS!


Finałowy sezon trzymał przyzwoity poziom od pierwszego odcinka, chociaż nie we wszystkich wątkach. Do momentu bitwy morskiej między statkiem Teacha i Rackhama z Woodesem Rogersem, wątek Czarnobrodego i jego tęsknoty za Vane'm, niespecjalnie porywał. Gubernator jednak pokazał, że jest bezwzględnym przeciwnikiem. Że zrobi wszystko, by odzyskać władzę w Nassau. Nie sądzę jednak, by wiedział wtedy, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić.

To sprowadza mnie to głównego problemu, jaki wydaje się trapić część widzów po szóstym odcinku. I co sprawia, że część z nich (po raz kolejny!) deklaruje, że oto już nie będą oglądać tego serialu. Dlaczego Eleanor Guthrie musiała umrzeć?

Pomijając zaniedbanie, jakim wykazał się Flint i kilku żołnierzy, bo nie dobili jednego z atakujących ich żołnierzy hiszpańskich, to Eleanor musiała w jakiś sposób odpowiedzieć za swoje poprzednie czyny. W tym zawierzenia przyszłości Nassau człowiekowi tak bezwzględnemu, jak Woodes Rogers. Tak jak Peter Ashe musiał zginąć za zdradę Hamiltonów, tak jak Vane musiał umrzeć za zabicie Richarda Guthrie, tak samo Eleanor spotkała kara za usunięcie jednego z najważniejszych kapitanów. Nawet jeżeli nie jest to jasno powiedziane w scenariuszu, to widzowie zdają się widzieć lepiej konsekwencje jej decyzji. Black Sails rzadko pozwala swoim bohaterom odejść bez szwanku. 

Chociaż znalazłoby się kilka osób, które z radością zabiłyby Eleanor osobiście (Jack Rackham pierwszy przychodzi mi do głowy), ten żołnierz nie miał pojęcia, kim była kobieta, której towarzysze wybili jego oddział. To sprawia, że jej śmierć jest tak samo losowa i bezsensowna, jak wydawała się nieunikniona. Jak to zdarza się na wojnie, jak zdarza się w życiu. Nie wszystkie zgony w Black Sails muszą dorównywać egzekucji Charlesa Vane'a w dramatyzmie. Największe wrażenie zresztą zrobiła na mnie śmierć Mirandy Barlow w drugim sezonie, właśnie dlatego, że była niespodziewana i bezsensowna. Nie potrzeba w niej było tłumu, walki na szable ani huku armat, by odebrała mowę.

Jednego nie można było jej odmówić, obok waleczności z jaką stawiła czoła swojemu zabójcy. Pośród wszystkich związków i układów, jakie pielęgnowała - zarówno jako Królowa Złodziei, jak i pani Rogers - Eleanor zdołała wybrać takiego człowieka, który chyba jako jedyny mógł dorównać jej w ślepym przeświadczeniu, że jego decyzje to jedyne właściwe i przyniosą zawsze spodziewany efekt. I tak oto, dzięki im obojgu, mamy Hiszpanów plądrujących wyspę i jeszcze więcej niepotrzebnych ofiar.

Tak, to także wpisuje się w narrację, że piraci stoją po dobrej stronie w tej opowieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...