poniedziałek, 3 kwietnia 2017

We're all stories in the end, czyli finał Black Sails



Ten serial opierał się na opowieściach. Okrutny kapitan Flint, Długi John Silver, który naznaczał czarnymi plamami innych piratów, oczytany i kulturalny Woodes Rogers, który był tak naprawdę takim samym bezwzględnym draniem, jak inni. Opowieść o Hiszpanie imieniem Vasquez, o Henry Avery'm i jego ludziach uwięzionych na Wyspie Czaszek. Od legendy Czarnobrodego, opowieści o sprycie Jacka Rackhama, których wysłuchiwały bladolice panny w Filadelfii, po zwykłe plotki o romansach oficerów i rozwiązłych dam w Londynie. To właśnie był Black Sails i jego bohaterowie.




Wbrew temu, czego oczekiwała ta ponura część mojej persony, odcinek nie skończył się rzezią w głównej obsadzie. I nawet mnie to ucieszyło - szczególnie w przypadku Rackhama i Bonny. Chociaż zgadzam się z twórcami, którzy w jednym z wywiadów powiedzieli, że przy wiecznym pechu Calico Jacka, mógł zostać pojmany na morzu pięć minut po napisach końcowych. Oczywiście, nie oznacza to szczęśliwego zakończenia dla niektórych...

Podobało mi się też to, że przerażonego kucharza na statku Rogersa znalazł akurat John Silver, który mniej więcej tak zaczynał. Podobało mi się, że Anne Bonny wróciła na statek do Rackhama. Że ten przyprowadził nowego członka załogi, nie mając kompletnie pojęcia, że to nie Mark, a Mary Read. Wspaniałym, ale smutnym zarazem, momentem było gdy Billy ocknął się na Wyspie Czaszek, kończąc tym samym swoją podróż w mroki zdrady, żalu i okrucieństwa. I ostatnia rozmowa Flinta i Silvera - scena robiąca wrażenie nie tylko pod względem samego dialogu, ale też odegrania go. Dziwnym nie jest, że Luke Arnold, jak przyznawał na twitterze, musiał zbierać się psychicznie po wyczerpującym kręceniu dwóch ostatnich epizodów. Sceny walki wypadły, jak zwykle, realistycznie i porażająco - nikt nie spoczywał na laurach przy ostatniej scenie bitwy na statku. Podobało mi się też, że ostatnim ujęciem serialu było pokazanie flagi Rackhama - w końcu piracki proceder się dla niego nie zakończył.

Ale zapewnienie, że kapitan Flint nie będzie już zagrożeniem nie musi oznaczać, że dostaliśmy wszystkie odpowiedzi. Scena jego pojednania z osobą dawno uznaną za zmarłą dała poczucie zakończenia dosłownie na kilka minut. Bo może to być historia, którą Silver - wytrawny kłamca i manipulant - całkowicie zmyślił i opowiedział Madi, by odbudować jej nadwątlone zaufanie? Nie widzieliśmy wszakże ostatecznej konfrontacji Silvera i Flinta, a tylko pozostałą przy życiu resztkę załogi Morsa, podążającą za odgłosem... czego? Wystrzału, krzyku? Nawet tego nie było dane nam usłyszeć. Być może ciało Flinta nadal spoczywa na wyspie, jak zresztą wielu innych. Widz staje tutaj dokładnie tam, gdzie znajduje się Madi - nie mając nic poza słowami Silvera - może wybrać, czy uwierzyć mu czy nie.

Z jednej strony, chciałoby się wierzyć, że Flinta czekał jednak happy end. Może faktycznie trafił w miejsce, gdzie ktoś mógł wziąć wiosło za łopatę (pamiętacie jego opowieść o Odyseuszu z drugiego odcinka?), gdzie odnalazł spokój. Z drugiej strony, dobrze wiedział, że w mrok zawsze będzie w człowieku i w końcu się upomni lub też da się ponownie odnaleźć. Po tylu latach życia jako Kapitan Flint, bezwzględny pirat, mając na sumieniu tyle istnień i katastrof, normalne życie - powrót Jamesa McGraw na powierzchnię - może okazać się trudne... a może nawet niemożliwe.

Istnieć też może trzecia strona: że to ja nadinterpretuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...