Przyznam się szczerze, że gdy słyszę o jakimś nowym
serialu o czarownicach to przed oczami mam zaraz widok kota z „Sabriny”,
siedzącego na fotelu, palącego fajkę i rzucającego żartami, który niesamowitym
przypadkiem nazywał się również Salem. Ciężko jest mi brać na poważnie tego
typu serię, ale już sam początek odcinka wyraźnie nam mówi, że to nie będzie
bajeczka z poczuciem humoru. Wręcz przeciwnie. Ludziom, którym brak dystansu do
tematyki wiary i religii, oraz miłośnikom zwierząt zdecydowanie odradzam
oglądanie. Bo nie sądzę byście mogli znieść widok białego gołąbka (drobnej
symboliki można by się dopatrzeć) zabijanego w ofierze, czy też księdza z
wielkim poczuciem misji wytępienia zła, który regularnie odwiedza burdel.
Na początku mamy scenę „wyznania grzechu”, gdzie
kobieta i mężczyzna są zakuci w dyby, ale tylko facet jest biczowany, ba! nawet
wypalają mu znamię na czole, bo biedny miał chcicę i nieprzyzwoicie patrzył się
na seksowną dziewkę. Klimat serialu wyraźnie został nam przedstawiony -
kolorowo nie będzie. Zaraz po tym pojawia się motyw zakazanej miłości, w
dodatku między dwojgiem głównych bohaterów, gdzie w świecie purytanów jest to
nie do pomyślenia (temat już znany, trochę oklepany). Potem on wyjeżdża na
wojnę, ona jest z nim w ciąży, idzie do lasu z Indianką, no bo z kim innym
mogła by pójść do lasu, za nieślubną ciążę by ją powiesili, więc oddają nienarodzone
jeszcze dziecko diabłu. Lepszej niani nie mogły wybrać. On po 7 latach, uznany
za zmarłego (oczywiście) wraca i zastaje swoje miasteczko w gorszym stanie niż
go opuścił, a żeby tego było mało, jego miłość chajtnęła się z kolesiem,
którego nienawidzili oboje. Po 10 minutach można się domyśleć co się mniej
więcej będzie działo dalej, tak więc podstawowe pytanie brzmi: czy warto
oglądać?
Co do obsady, to nie wiele jestem w stanie
powiedzieć. Głównego bohatera, Johna Aldena gra Shane West, znany z serialu
„Nikita” lub z filmów takich jak: „Szkoła uczuć”, „Sztuka rozstania” czy choćby
nawet „Liga niezwykłych dżentelmenów”. Jestem w stanie jedynie odnieść się do
ostatniej pozycji, chociaż i tak musiałbym mocno wytężyć pamięć o kolesiu,
który zagrał Tomka Sawyera ze strzelbą. Czarownicę z wahaniem nastrojów Mary
Sibley gra Janet Montgomery i to by było na tyle. Na wyróżnienie zasłużył
jeszcze lubieżny wielebny Cotton Mather, którego gra Seth Gabel(„Fringe: na
granicy światów”, „Seks, kasa i kłopoty”, „Arrow”, „Bez skazy”). Myślę, że z
odcinka na odcinek inne postacie również zaczną się wyróżniać, choćby
czarownica Tituba (Ashley Madekwe), przez którą główna bohaterka zeszła na złą
drogę, czy też Sędzia Hale (Xander Berkeley).
Wracając do mojego pytania, wydaje mi się, że warto
poświęcić czas temu serialowi. Owszem pojawiło
się parę słabych tekstów, czy też scen, jak np. wypowiedzenie tytułowych
„ślubów” przez parę bohaterów, czy też przełamanie srebrnej monety na pół przez
Aldena. Facet ma niezłą krzepę, trzeba mu to przyznać. Za to scena w lesie,
gdzie odbywał się sabat robi całkiem spore wrażenie.
Ja zamierzam kontynuować, bo ciekawi mnie jak dalej
rozwinie się wątek naszego bohatera z jego niedoszłą dziewczyną – czarownicą i
czy dojdzie do jakiejś, (a mam nadzieję, że dojdzie) ciekawej konfrontacji. Pozycja może nie tyle co obowiązkowa, ale do
obejrzenia w wolnej chwili jak najbardziej. Stay tuned.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz