Oglądając
kolejne odcinki "Gry o tron"cieszę się, że nie było w książce
rozdziałów z perspektywy Robba, czy w ogóle żadnego z królów. Inaczej
odkrylibyśmy, z niejaką przykrością, że Młody Wilk najchętniej
komentowałby tyłki wszystkich napotykanych panienek oraz łóżkowe
podboje, żłopiąc piwo z Theonem Greyjoy'em.
Od początku motyw z Talisą wydał mi się
nierealny i wepchnięty na siłę. Zupełnie obca i bezstronna, egzotyczna i pewna siebie
kobieta z wykształceniem i doświadczeniem medycznym, nagle pojawia się
na polu bitwy i swój czar kieruje na młodego króla. A teraz sprawia
wrażenie naiwnej i nierozeznanej w mapach i kierunkach świata, a teraz
ten sam król bez problemu zdradza jej swoją strategię, trzyma mapy i
pisma przy niej i nie ma zupełnie za złe, że w jego obecności pisze
listy w nieznanym dla niego języku - rzekomo do matki. Czy coś w tym
obrazku mówi wam "szpieg"? Bo mi odrobinę.
W
okolicach Muru panuje duży ruch. Szkoda tylko, że tak rzadko odwiedzamy
Brana i kompanię. Najwyraźniej tempo serialu warte jest ominięcia
krajobrazów, kolejnych scen skórowania królików i zbierania drewna na
opał, ale robione jest to kosztem snów Brana, podczas których wchodzi w
umysł Laty. Wiedza o darze Jojena też jest znikoma. Chciałabym też
zobaczyć więcej dobrze zagranych scen - takich jak historia Oshy. Ta
grupa głównych bohaterów została odsunięta na bok, ale zostają inni w
tych okolicach - ci pozornie najważniejsi. Jon Snow
może być głównym bohaterem swojego wątku, to rudowłosa Ygritte (po raz
kolejny) skradła mu zainteresowanie i sympatię publiczności. Okazało się
też, nie po raz pierwszy zresztą, że ta dzika dziewczyna ma jaja i
rozum większe niż Jon. A on staje się coraz częściej tylko wymówką,
dzięki której możemy oglądać ciekawe wydarzenia i postacie tak
interesujące jak Ygritte, zmiennoskóry Orell, Mance Ryder czy Tormund Mąż Niedźwiedzic.
Daenerys
natomiast kontynuuje
swą drogę wokół Zatoki Niewolniczej, zdobywając lub oblegając kolejne
miasta, przyjmując posłów i, niby od niechcenia, sprawiać by popuszczali
ze strachu po nogach. Scena karmienia smoków była naprawdę miła dla oka
- zarówno ze względu na stronę techniczną, jak i przeznaczenie samego
gestu. Oto królowa karmiła jedyne na świecie smoki, które na jej rozkaz
mogą zmienić w budyń ludzi jej nieprzychylnych. Kiedy one walczyły ze
sobą w powietrzu o kawałek mięsa, ona nawet nie mrugnęła! To powinno
sprawić, by każdy poseł poczuł się słabo.To dobrze, że Dany stała się
silnym charakterem, ale brakuje mi trochę jej słabości, chciałabym
zobaczyć, że nadal jest z krwi i kości człowiekiem - ma słabe punkty,
potrzebuje bliskości czy intymności, a nie jest tylko "Zrodzoną z Burzy,
Matką Smoków i Niespaloną". Nie chcę czekać aż pojawi się Daario
Naharis, by dopiero wtedy Dany poczuła, że ma miękko w kolanach.
A skoro już padło imię Theona w tym tekście...
Specjalnie
nie pisałam nic o najmłodszym Greyjoy'u tydzień temu. Chciałam teraz
napisać o sprytnej intrydze w postaci fałszywej ucieczki. O tym, że nie
mogli wybrać lepiej do roli Ramsay'a, niż Iwan Rheon, bo to utalentowany
aktor, który sprawdził się bardzo dobrze w "Misfits". Że jego wielkie
niebieskie oczy sprawiają, że Ramsay Snow wygląda niemal uroczo -
oczywiście jeśli nie obdziera kogoś ze skóry. Że podziwiam Alfiego
Allena za poświęcenie w scenach na krzyżu - nie mogło to być wygodne. Że
nie chciałabym być na miejscu "serialowców", którzy wszystkie sceny
tortur na Theonie oglądają ze skrajnym zdziwieniem i zdezorientowaniem, bo mają pojęcia kim
jest ten młody człowiek. Że ci sami "serialowcy" mają prawo współczuć
Theonowi bardziej niż ludzie po lekturze książki, szczególnie po jego
wzruszającym wyznaniu o przynależności i "prawdziwym ojcu". Że, o mój boże, gardzę tym bękartem bardziej niż Joffem.
Ale ktoś uznał, że po śmierci Ros szybko zatęsknimy za gołymi cyckami, więc nam to zrekompensowali dwiema dziewczątkami z Północy, które mogły być albo przerażonymi służkami, albo kolejnymi sadystkami z ekipy Chłopca z Trąbką. A to jak szybko Theonowi wyleciało z głowy niebezpieczeństwo, ból i desperacka chęć ucieczki, bo znowu dostał okazję, żeby "umoczyć" - wszystko sprawiło, że odechciało mi się rozpisywać na temat tego wątku.
Może to zbyt cyniczne podsumowanie tego odcinka? Były w nim przecież świetne momenty - dół z niedźwiedziem i duet Brienne/Jaime (ale oni tak zawsze), rozmowa lorda Tywina z aroganckim wnukiem czy Sandor Clegane łapiący sobie małą wilczycę oraz brak Varysa i Littlefingera, który liczę na plus, bo mogliśmy odetchnąć od nich trochę. I na dodatek te malutkie rzeczy, jak pożegnanie Królobójcy z lordem Boltonem, który u wszystkich "książkowców" musiał wywołać malutki spazm radości. Ale tak samo, jak małe rzeczy mogą sprawić, że scena czy postać wypadnie lepiej, tak samo mogą źle wpłynąć na całość (jak przypalony czosnek).
Dobre i złe (i głupie też) rzeczy były w tym odcinku, ale w porównaniu z drugą połową poprzedniego sezonu, to jest teraz świetnie. Czekam na następny epizod and let's just see what happens.
Nie wiem, czemu tutaj cokolwiek robią "na siłę", jak to powiedziałaś. Ale rzeczywiście, tak jest.
OdpowiedzUsuń