wtorek, 14 maja 2013

Gra o tron 3x07: The Bear and the Maiden Fair


Oglądając kolejne odcinki "Gry o tron"cieszę się, że nie było w książce rozdziałów z perspektywy Robba, czy w ogóle żadnego z królów. Inaczej odkrylibyśmy, z niejaką przykrością, że Młody Wilk najchętniej komentowałby tyłki wszystkich napotykanych panienek oraz łóżkowe podboje, żłopiąc piwo z Theonem Greyjoy'em.

Od początku motyw z Talisą wydał mi się nierealny i wepchnięty na siłę. Zupełnie obca i bezstronna, egzotyczna i pewna siebie kobieta z wykształceniem i doświadczeniem medycznym, nagle pojawia się na polu bitwy i swój czar kieruje na młodego króla. A teraz sprawia wrażenie naiwnej i nierozeznanej w mapach i kierunkach świata, a teraz ten sam król bez problemu zdradza jej swoją strategię, trzyma mapy i pisma przy niej i nie ma zupełnie za złe, że w jego obecności pisze listy w nieznanym dla niego języku - rzekomo do matki. Czy coś w tym obrazku mówi wam "szpieg"? Bo mi odrobinę.

W okolicach Muru panuje duży ruch. Szkoda tylko, że tak rzadko odwiedzamy Brana i kompanię. Najwyraźniej tempo serialu warte jest ominięcia krajobrazów, kolejnych scen skórowania królików i zbierania drewna na opał, ale robione jest to kosztem snów Brana, podczas których wchodzi w umysł Laty. Wiedza o darze Jojena też jest znikoma. Chciałabym też zobaczyć więcej dobrze zagranych scen - takich jak historia Oshy. Ta grupa głównych bohaterów została odsunięta na bok, ale zostają inni w tych okolicach - ci pozornie najważniejsi. Jon Snow może być głównym bohaterem swojego wątku, to rudowłosa Ygritte (po raz kolejny) skradła mu zainteresowanie i sympatię publiczności. Okazało się też, nie po raz pierwszy zresztą, że ta dzika dziewczyna ma jaja i rozum większe niż Jon. A on staje się coraz częściej tylko wymówką, dzięki której możemy oglądać ciekawe wydarzenia i postacie tak interesujące jak Ygritte, zmiennoskóry Orell, Mance Ryder czy Tormund Mąż Niedźwiedzic.

Daenerys natomiast kontynuuje swą drogę wokół Zatoki Niewolniczej, zdobywając lub oblegając kolejne miasta, przyjmując posłów i, niby od niechcenia, sprawiać by popuszczali ze strachu po nogach. Scena karmienia smoków była naprawdę miła dla oka - zarówno ze względu na stronę techniczną, jak i przeznaczenie samego gestu. Oto królowa karmiła jedyne na świecie smoki, które na jej rozkaz mogą zmienić w budyń ludzi jej nieprzychylnych. Kiedy one walczyły ze sobą w powietrzu o kawałek mięsa, ona nawet nie mrugnęła! To powinno sprawić, by każdy poseł poczuł się słabo.To dobrze, że Dany stała się silnym charakterem, ale brakuje mi trochę jej słabości, chciałabym zobaczyć, że nadal jest z krwi i kości człowiekiem - ma słabe punkty, potrzebuje bliskości czy intymności, a nie jest tylko "Zrodzoną z Burzy, Matką Smoków i Niespaloną". Nie chcę czekać aż pojawi się Daario Naharis, by dopiero wtedy Dany poczuła, że ma miękko w kolanach.

A skoro już padło imię Theona w tym tekście...

Specjalnie nie pisałam nic o najmłodszym Greyjoy'u tydzień temu. Chciałam teraz napisać o sprytnej intrydze w postaci fałszywej ucieczki. O tym, że nie mogli wybrać lepiej do roli Ramsay'a, niż Iwan Rheon, bo to utalentowany aktor, który sprawdził się bardzo dobrze w "Misfits". Że jego wielkie niebieskie oczy sprawiają, że Ramsay Snow wygląda niemal uroczo - oczywiście jeśli nie obdziera kogoś ze skóry. Że podziwiam Alfiego Allena za poświęcenie w scenach na krzyżu - nie mogło to być wygodne. Że nie chciałabym być na miejscu "serialowców", którzy wszystkie sceny tortur na Theonie oglądają ze skrajnym zdziwieniem i zdezorientowaniem, bo mają pojęcia kim jest ten młody człowiek. Że ci sami "serialowcy" mają prawo współczuć Theonowi bardziej niż ludzie po lekturze książki, szczególnie po jego wzruszającym wyznaniu o przynależności i "prawdziwym ojcu". Że, o mój boże, gardzę tym bękartem bardziej niż Joffem.

Ale ktoś uznał, że po śmierci Ros szybko zatęsknimy za gołymi cyckami, więc nam to zrekompensowali dwiema dziewczątkami z Północy, które mogły być albo przerażonymi służkami, albo kolejnymi sadystkami z ekipy Chłopca z Trąbką. A to jak szybko Theonowi wyleciało z głowy niebezpieczeństwo, ból i desperacka chęć ucieczki, bo znowu dostał okazję, żeby "umoczyć" - wszystko sprawiło, że odechciało mi się rozpisywać na temat tego wątku.


Może to zbyt cyniczne podsumowanie tego odcinka? Były w nim przecież świetne momenty - dół z niedźwiedziem i duet Brienne/Jaime (ale oni tak zawsze), rozmowa lorda Tywina z aroganckim wnukiem czy Sandor Clegane łapiący sobie małą wilczycę oraz brak Varysa i Littlefingera, który liczę na plus, bo mogliśmy odetchnąć od nich trochę. I na dodatek te malutkie rzeczy, jak pożegnanie Królobójcy z lordem Boltonem, który u wszystkich "książkowców" musiał wywołać malutki spazm radości. Ale tak samo, jak małe rzeczy mogą sprawić, że scena czy postać wypadnie lepiej, tak samo mogą źle wpłynąć na całość (jak przypalony czosnek).

Dobre i złe (i głupie też) rzeczy były w tym odcinku, ale w porównaniu z drugą połową poprzedniego sezonu, to jest teraz świetnie. Czekam na następny epizod and let's just see what happens.

1 komentarz:

  1. Nie wiem, czemu tutaj cokolwiek robią "na siłę", jak to powiedziałaś. Ale rzeczywiście, tak jest.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...