piątek, 14 października 2016

Keep calm and... whatever. Supernatural, 12x01



Dwunasty sezon Supernatural ruszył. Na tym etapie już nawet gwiazdy mają ubaw z długości tej produkcji. Ale widzowie nadal dopisują, bo internet zapełnił się piskami uciechy, że Winchesterowie (i Castiel) powrócili. Ja chciałam oglądnąć ten odcinek ze względu na jedną osobę. Mary Winchester. Skoro już wskrzesili ją z martwych, to chyba nie tylko po to by dziwiła się na widok laptopa, prawda?



Utrzymali mnie w radosnym zainteresowaniu przez jakieś dwie minuty, kiedy Mary powaliła swojego starszego syna na ziemię, w prawdziwie łowczym odruchu. Ale na tym to się właściwie skończyło. Stanowiła tło, które łagodnie dziwi się wszystkiemu wkoło i niewiele mówi. I spokojnie przyjmuje do wiadomości to, że jej mąż nie żyje, ale wcześniej zdołał wychować ich dwóch dorosłych już synów na łowców - czyli zrobił coś, czego sama Mary nigdy nie chciała. Że była duchem, że spotkała Deana w przeszłości, tylko wymazano jej pamięć, też przyjęła ze spokojem. Wszystko, by ułatwić sprawę scenarzystom! Bo najwyraźniej skupianie się na tym, że Mary Winchester nie wie co to jest smartfon, jest wyczerpujące. Chociaż na żarcik o seksie na tylnym siedzeniu Impali sił nigdy nie zabraknie.

Momenty, w których ta kobieta walczy, albo ratuje kogoś z opresji - policzone na palcach zezowatego drwala, to fakt - pokazują, jak dobrym materiałem mogłaby być historia jej powrotu do świata żywych, do synów, których pamięta przecież tylko jako dzieci. Nie powiedziałabym, że jest to wina Samanthy Smith, bo z takim materiałem praca mogła być naprawdę trudna. Teraz liczę tylko, że uda jej się przeżyć dłużej niż małżonek, nie poświęcać się szlachetnie (w końcu to robota Deana i Sama) a do tego skopać kilka tyłków. Ktoś w tej rodzinie musi być prawdziwym, twardym łowcą, a nie wygłaszać mowy a'la Brudny Harry, by po kilku chwilach wylądować na ziemi z obitą twarzą, obok swojego równie obitego kolegi anioła.

Bo u Winchesterów wszystko po staremu. Jeden w tarapatach, drugi zdeterminowany i poszukujący - do momentu zamiany rolami. Lucyfer znowu jest na wolności, ale tym razem nie zobaczymy świetnego w tej roli Marka Pellegrino. Być może nie zobaczymy też, jak nieodpowiednie dla Lucyfera naczynie (w tym wypadku emerytowana gwiazda rocka) rozpada się pod wpływem jego mocy, bo ciągłość fabularna to jakiś dziwny wymysł i nikt w SPN nie musi jej stosować.

Więc, Mary, patrzę na ciebie bardzo uważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...