sobota, 8 października 2016

Harlem szuka bohatera! Marvel's Luke Cage


Wieczorem 1 października byłam chyba jedyną osobą na Netflixie, która chciała oglądać coś innego niż Luke'a Cage'a. Ale i tak obeszłam się smakiem i nie oglądnęłam nic z tej platformy, bo zainteresowanie serialem o kolejnym członku superbohaterskiej grupy The Defenders było ponad możliwości serwerów.

Luke Cage miał o tyle lepszy start, że widzowie mieli okazję poznać i polubić głównego bohatera w pierwszym sezonie A.K.A. Jessica Jones. Dlatego zaczynając ten serial mieliśmy poczucie, że już go znamy - nawet jeżeli geneza jego pochodzenia i siły nie była nam wcześniej znana widzom serialu. 

Wyglądasz jak dureń - mówi do swojego odbicia Luke po wydostaniu się z więzienia, gdzie był nie tylko bity i prześladowany, ale też poddawany eksperymentom. Ma na sobie metalowe obręcze, którymi przypięto go do tajemniczego urządzenia, zakłada luźne spodnie i żółtą koszulę. Czyli wygląda, jak komiksowy Luke Cage. I ma całkowita rację. Żółta tonacja została jednak utrzymana, szczególnie w zdjęciach nocnych, i stała się znakiem szczególnym Luke'a. Tak samo, jak czerwień w Daredevil i fiolet przy A.K.A. Jessica Jones (tam główna bohaterka równie niechętnie podeszła do swojego komiksowego stroju). Wiadomo już też, że planowany na wiosnę przyszłego roku Iron Fist, z ser Loarsem z Gry o tron w roli tytułowej, będzie lekko zielony. Ciekawe w takim razie, jaka będzie kolorystyka Punishera, którego już zaczęto kręcić? Czarną?

Bardzo ważnymi elementami są tutaj dwie rzeczy: Harlem i muzyka. Nowojorska dzielnica przedstawiona jest z charakterem i mocno zakorzenioną w niej czarną kulturą. A wszystko to w rytm naprawdę porządnie dobranej ścieżki dźwiękowej - od hip-hopu po soul wyśpiewywany przez podstarzałego pana w typie Ala Greena, po ethno, disco i jazz. I, muszę przyznać, oprawa muzyczna przypadła mi do gustu o wiele bardziej, niż w The Get Down.

Mahershala Ali bawi się świetnie.

Wprawne oko dostrzeże Theo Rossi'ego z Sons of Anarchy i Mahershala Alego z House of Cards (Cottonmouth, moja ulubiona postać z całości). Trochę lepiej trzeba się przypatrzeć postaci Popa, w którą wcielił się Frankie Faison - najbardziej znany jako pielęgniarz Barney z filmów o Hannibalu Lecterze, który chyba jako jeden z niewielu wyszedł bez szwanku ze spotkania z doktorem. A jako, że tutaj gra byłego oprycha pokutującego za dawne czyny pomaganiem młodzieży z problemami... no cóż, jego los był przesądzony tak naprawdę od pierwszej sceny.


No i mamy tu też porządną grupę bohaterek. Jak na MCU przystało, są silne i nie boją się sprzeciwić męskim mężczyznom robiącym męskie rzeczy. Policjantka Misty Knight, Mariah Dillard - pani polityk o nieco szemranym tle, a także niezawodna Claire Temple. Nawet jeżeli Rosario Dawson pojawiła się w serialu na krótko, to będzie moją absolutnie ulubioną postacią tego uniwersum. Realistka o otwartym umyśle, która pomoże ci, kiedy tego potrzebujesz, ale nie omieszka powiedzieć ci dobitnie, co o tym myśli. Za każdym razem, gdy pojawia się gdzieś w netfliksowym Nowym Jorku, skaczę z radości! I znowu pojawia się sprawa Punishera i pytanie, czy tam też ją zobaczymy...

Kiedyś pojawiło się tu narzekanie, że seriali komiksowych już jest za dużo, a tu szykują się następne. Ale jeżeli dopasowują się do siebie i tworzą zgrabną historię, to nie można zarzucić Netflixowi nadmiaru. Luke Cage to porządnie zrobiony serial, Mike Colter to świetny wybór na tytułowego bohatera. Nawet jeżeli pierwszy sezon nieco kuleje pod względem fabuły, szczególnie pod koniec, to nie można zarzucić mu nudy i kiepsko wykonanej roboty. Każdy coś wyniesie z seansu - niech to będzie nawet muzyka Kanye'go Westa i Mob Deep w połączeniu z Erykah Badu, znajome cameo Stana Lee, czy wspomniane wyżej odniesienie do oryginalnego komiksu, z którego aż bił klimat Shafta. A jeżeli nie takie szczegóły, to chociaż kilka godzin porządnej rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...