środa, 14 września 2016

Nasz przyjaciel Pablo, czyli Narcos


Oto kolejny serial, po którego seansie można spędzić trochę czasu na stronach biograficznych - co bardzo lubię, i o czym pisałam. I chociaż rzeczywistość jest tu największym spoilerem, to nie umniejsza to przyjemności z oglądania świetnie przygotowanej i zagranej produkcji.


Pablo Escobar wyglądał, jak kierowca taksówki. Albo ten facet, co w latach 90. sprzedawał pirackie kasety na osiedlowym targu. Ale zajmował się handlem kokainą na niewyobrażalną skalę. Trząsł Kolumbią u posad, jak i na szczytach. Mordował, torturował i podkładał bomby - część z tych rzeczy robił osobiście, ale miał też pod sobą armię ludzi gotową zrobić wszystko. Służby specjalne spędziły całe lata, by go odnaleźć i skazać, a politycy najwyższego szczebla tańczyli tak, jak im zagrał. Przez niego i jego ambicję w Kolumbii toczyła się regularna wojna, ale część ludzi i tak uważała go za bohatera! Był ich wybawcą, przyjacielem i Robin Hoodem.

Filmowcom nigdy nie przeszkadzało, że miał mało gwiazdorską fizjonomię. Aktorskich wcieleń Escobara jest prawie tyle samo, co wzmianek w różnych produkcjach - filmowych i telewizyjnych. Logicznym jest, że wspominają go np. w Breaking Bad, a już przyszłym roku szykuje się premiera filmu z Javierem Bardem w roli króla kokainy. Po niesamowitym sukcesie Narcos - serialu, o którym obecnie mówią wszyscy - dokumenty o kolumbijskich kartelach zyskały na popularności. Ciekawie czy linia odzieżowa, którą zaprojektował syn Escobara, także przeżyje swój renesans?

Co najbardziej mi się podoba to fakt, że serial nie jest nachalny. Nie ma tu nadmuchanych gwiazdorskich nazwisk, wielkiej akcji promocyjnej i wielkiego budżetu wywalonego na scenografię. Nakręcony został bez wydumanej wizji względem kadrów i pracy kamery. Dzięki temu możemy skupić się całkowicie na fabule i postaciach. W tym na tych niewinnych, o których zaczynamy się bać kiedy tylko pojawią się na ekranie i odliczamy kiedy zginą.


Chociaż jest to historia agentów DEA (w tych rolach świetny Pedro Pascal i Boyd Holbrook), prowadzących śledztwo przeciwko Pablo Escobarowi, a narratorem jest przez cały czas jeden z nich, to dostajemy także perspektywę przestępcy. Dzięki temu możemy zobaczyć też, że obok bycia kochającym mężem i ojcem, Escobar był też bezwzględnym terrorystą, a życie ludzkie nic dla niego nie znaczyło - szczególnie jeżeli czyjaś śmierć miała posłużyć jego celom. Lub jeżeli chodziło o zemstę, bo Pablo uwielbiał się mścić.

Dzięki takiemu podziałowi, wiemy, że to Escobar jest prawdziwym antagonistą - nawet jeżeli kreacja Wagnera Moury nam to utrudnia, bo sprawia, że czujemy jakąś sympatię do Escobara (przynajmniej do połowy drugiego sezonu). Brazylijski aktor, który do tej roli nauczył się hiszpańskiego w kilka miesięcy, wykonał kawał świetnej roboty - słusznie nagrodzonej Złotym Globem. Jego kreację kupuję w całości - w przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej Charlesa Mansona - kiedy grozi prokuratorowi przez telefon, kiedy rozprawia się z niewygodnymi mu ludźmi, a także wtedy gdy biegnie do pokoju swojej córki, by wynieść ją ze zbombardowanego domu. Tylko sceny, w której pali w kominku dolarami jakoś nie mogłam kupić. Nie można było jako rozpałki użyć tandetnych drewnianych ozdób ze ściany?

To serial krwawy i brutalny, ale czego innego można spodziewać się po takiej produkcji? Jeżeli scena wymaga, by trup słał się gęsto - tak się właśnie stanie, czasami z użyciem ujęć dokumentalnych. Zatem może nie nadawać się dla co delikatniejszej widowni, szczególnie gdy do gry włącza się grupa Los Pepes, a Escobar zaczyna tracić kontrolę nad interesem i samym sobą. Narcos wart jest jednak zobaczenia i śledzenia na kolejne zamówione dwa sezony. Nawet jeżeli zmienią się główni bohaterowie. W końcu w świecie narkotykowych interesów twoja kariera może skończyć się w kilka chwil.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...