poniedziałek, 14 października 2013

The Blacklist: Quid pro quo, agentko Keen.


Dokładnie w dwudziestej sekundzie odcinka pilotowego wiedziałam trzy rzeczy: że facet w płaszczu i kapeluszu to główny czarny charakter, że gra go James Spader (nie zaglądałam wcześniej w obsadę) i że właśnie dla niego, nie bacząc na poziom serialu, na pewno pozostanę przy oglądaniu "Blacklist".

Część widzów kojarzy Spadera głównie z roli w kinowej wersji "Gwiezdnych wrót", filmie sprzed niemal dwudziestu lat. Dlatego "Blacklist" może wywołać u niektórych niejaki szok, gdy zobaczą go jako pięćdziesięcioletniego faceta z brzuszkiem i łysiną. Część serialowców jednak będzie pamiętało go jako Roberta Californię w ostatnich sezonach "The Office" - postać bardzo dziwną, aczkolwiek świetnie zagraną.

Spader jest zdecydowanie najmocniejszym punktem tego serialu, szczególnie przy "nowej twarzy" Megan Boone. Widać, że aktor świetnie się bawi, grając inteligentnego, sypiącego "asami z rękawa" byłego agenta o szorstkim usposobieniu. Ale kiedy naprzeciw niego staje młoda agentka, wyciągnięta prosto z Quantico, rozpoczyna się lawina skojarzeń z "Milczeniem owiec". Źle to, czy dobrze?



Nie widzę żadnego problemu w tworzeniu innej wersji zależności z cyklu "niedoświadczona agentka nawiązuje współpracę z groźnym przestępcą, by uzyskać ważne informacje i uratować komuś życie", o ile jest to realizowane w sprawny i przemyślany sposób. Tak ma to miejsce w "Blacklist". Niech Keen będzie dobrze wyuczona, ale świeża i z niewykształconym jeszcze zmysłem dystansu do sprawy. Niech zdradza swoje sekrety Reddingtonowi, w zamian za cenne informacje. Byle Raymonda Reddingtona łączył z Hannibalem Lecterem tylko fakt, że obaj siedzieli w celi z kuloodpornej pleksi. I delikatne orbitowanie w stronę bycia kulturalnym dupkiem. My po drodze będziemy zastanawiać się, dlaczego Red chce rozmawiać tylko z nią (w "Milczneiu" było to łatwe - Lecter był po prostu diabelsko ciekawski i znudzony) i co o niej wie. Ile poufnych informacji udało mu się zebrać w ciągu tych dwudziestu lat nieobecności? Jak je wykorzysta? Co w ogóle kierowało nim, gdy wrócił "do domu"?

Obawiam się odrobinę o to, czy całość nie stanie się w końcu do bólu schematyczna i zacznie bardziej przypominać seriale proceduralne spod znaku CSI. Na każdy odcinek przypadnie nam jeden złoczyńca, wydany przez Reddingtona, a procedura jego schwytania przeplatać się będzie z umysłową grą naszego mistrza wywiadu i manipulacji z agentką Keen. Na góra dwa-trzy docinki może to zadziałać, jednak w przypadku tego serialu wolałabym, by twórcy czymś nas zaskoczyli.

Można czasami przyczepić się do spraw technicznych, schematycznych postaci (H. Cooper) czy do scenariuszowych potknięć, ale w każdym serialu znajdzie się jakiś słaby punkcik. Jednak "Blacklist" to ciekawa pozycja w jesiennej ramówce, na pewno warta wypróbowania jako dobry serial sensacyjny. Niektóre seriale, sygnowane nazwiskiem swojej największej gwiazdy (głównie chodzi tu o sit-comy, Charliego Sheena czy Melissę Joan Hart), nie odnoszą takiego sukcesu, jakiego można by się po nich spodziewać. Kiedy jednak aktor "kradnie show" przypadkowo, to można naprawdę się zainteresować.

1 komentarz:

  1. Te scenariuszowe potknięcia jak dla mnie dość wyraźnie widoczne niestety.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...