wtorek, 22 października 2013

Pora na reklamy: The Crazy Ones


David E. Kelley z przełomu XX i XXI wieku to był gość - to on stworzył hitowy serial "Ally McBeal" oraz niemniej popularny "Boston Public". Robin Williams też miewał się wtedy świetnie: nadal grywał w dobrych filmach, równocześnie odnosząc sukcesy jako komik standupowy. Także Sarah Michelle Gellar należała do najgorętszych ówczesnych nazwisk. Jej tytułową rolę w "Buffy" wszyscy nadal świetnie pamiętają, a niektórzy uważają za kultową.

Ta właśnie trójka, mając już swoje dobre chwile za sobą, spotkała się na planie "The Crazy Ones" - serialu o ojcu i córce, którzy prowadzą agencję reklamową, opierając się na jego "legendzie" i jej...  ogarnięciu? I chociaż wydaje się, że ich agencja reklamowa jest duża i ma świetną renomę, to wszystkimi projektami zajmuje się pięć osób. Nie znam się wybitnie na kulisach świata reklamy, ale to chyba nie tak ma wyglądać. Na pewno jednak daje wiele okazji do żartów i śmiesznych sytuacji, które wynikają z konfrontacji głównych bohaterów z klientami wszelkiej maści.

A to, czy wszystkie wychodzą zabawnie, to inna sprawa. Product placement za to jest bez zarzutu - nikt nie fatygował się stwarzać jakieś fikcyjne marki, tylko w pilocie wywalił nam jednego fastfoodowego giganta. W dzisiejszych czasach nie jest to żadna nowość - za zabiegami mniej lub bardziej subtelnego przedstawienia czyjegoś loga idą grube pieniądze.

Robin Williams ma tę rzadko spotykaną cechę: równocześnie potrafi być niezwykle zabawny i okropnie irytujący. Dodatkowo, reżyserzy mają tendencję do puszczania go "samopas", co może wypadło dobrze w disneyowskim "Aladdynie" czy komediach z lat 90., jednak nie zawsze się sprawdza. W "Crazy Ones" w rekordowo szybkim czasie zaczyna irytować, głównie ze względu na to, że jego bohater sprawia wrażenie wiecznie rozproszonego, żyjącego w kompletnym chaosie dziwaka. Wszystkie jego kawały i parodie gdzieś już słyszeliśmy. Williams, jeden z moich ulubionych komików ever, stara się wszędzie robić stand-up, zamiast włożyć coś w swoją postać. Facet zgarnął statuetkę Oscara, jego nazwisko ma ciągnąć ten serial w ramówce, więc chociaż raz na jakiś czas powinien się postarać! Dobrze, że chociaż Sarah Michelle Gellar się stara - równocześnie pokazując nam swoją bardziej komediową stronę.

Niemniej jednak, podobnie jak sytuacja ma się z "2 Broke Girls" i tym kiedy Max przekroczy wszelkie granice obrażania klientów, chyba zostanę jeszcze przy tym serialu i zobaczę, jak (i czy) rozwijają się bohaterowie, jak pojawiają się nowe twarze i nowe problemy do rozwiązania. I jak szybko Robin Williams zacznie udawać Johna Wayne'a lub Rodney'a Dangerfielda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...