wtorek, 15 października 2013

The Walking Dead: 30 Days Without an Accident


Czyżby najbardziej oczekiwany powrót jesiennej ramówki? Patrząc po rankingach oglądalności - zdecydowanie tak! A patrząc z perspektywy wydarzeń pierwszego epizodu - na ten tytuł "Walking Dead" całkowicie sobie zasłużył.

To było naprawdę mocne rozpoczęcie sezonu. Zafundowano nam odpowiednią równowagę między przedstawieniem nowych postaci, ich związków z głównymi bohaterami, a ukazaniem dobrze ogarniętego już życia w więzieniu (co zahaczało niemal o sielankę, szczególnie gdy Darryl został nazwany "pookie"), dorzucono kilka chwil czystego szaleństwa i trochę refleksji. A jako, że to świat opanowany przez żywe trupy, to nie oszczędzono nam porządnej dawki gore'u i niespodziewanego ataku zombie na wejście.

Ten ostatni motyw, chociaż powtarzany w poprzednich sezonach po kilka razy, teraz nabrał nowej formuły, a przez to świeżości. Do tej pory horda zombiaków pojawiała się w okolicy truchtając sobie spacerkiem przez świat. Logiczne, ale z biegiem czasu trochę nudne. Fakt, że tym razem lądowały bohaterom na głowach, trącił trochę czarnym humorem, równocześnie będąc przerażający.

Jednak najmocniejszą scenę zachowano dla Ricka. Szeryf, który jeszcze w poprzednim sezonie balansował na granicy szaleństwa i okupił to bolesnymi konsekwencjami, teraz stanął oko w oko z tym, czym mógł się stać. To ta scena trzymała mnie bardziej na krawędzi krzesła, niż walka ze szwędaczami w supermarkecie. Od pierwszych sekund dało się wyczuć, że ze spotkaną w lesie kobietą nie wszystko jest w porządku. Można było pomylić ją z zombie, a potem przez chwilę pomyśleć, że ma jakiś związek z "zaginionym w akcji" Gubernatorem (tylko dlatego, że jego wątek właściwie się urwał). Koniec końców miała chyba tylko przypomnieć Rickowi, że cały czas łatwo jest zwariować po tych wszystkich przeżytych i zrobionych okropieństwach. Że już nie będzie się nigdy tym samym człowiekiem, na swój sposób tracąc człowieczeństwo, jak zombie. I że nie można tracić czujności nawet na sekundę.

A łatwo o to, kiedy więzienie stało się prawdziwą ostoją, razem ze zbudowanymi na jego terenie zagrodami, ogródkiem, kiedy bohaterowie odzyskują te ułamki dawnego życia - na przykład mogąc słuchać mptrójki podczas prac ogrodniczych. Najwyraźniej okularnicy w "Walking Dead" mają z góry określone przeznaczenie - marudzić, a potem ugryźć jednego z głównych bohaterów (oby wtedy nikt nie miał żalu do Carol, że uczyła dzieci posługiwania się nożami). Ten zignorowany, chory chłopak na pewno zaważy na czyimś losie, biorąc pod uwagę, że zasłużył na cliffhanger.

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...