niedziela, 25 listopada 2012

Raising Hope 3x07: Candy Wars


Nie ma wątpliwości: świetnie wczuta obsada to bardzo mocny punkt "Raising Hope". Z każdym odcinkiem utwierdzam się w tym przekonaniu. Co do głównych bohaterów nie ulega to wątpliwości, że sprawują się fenomenalnie. Nawet Sabrinę ostatnio bardzo polubiłam, w końcu doceniając jej dziwactwa, charakterek i temperament. Lepiej późno, niż wcale! Dziękuję też otwarcie scenarzystom za dawkowanie Franka. Taki ewenement może być ubarwieniem serialu, ale kilkanaście minut z nim spędzone może już sprawić, że poczujemy się nieswojo i przestaniemy się bawić.

Gościnne występy też przyciągają uwagę. Wspomniana wcześniej Melanie Griffith idealna jest w roli zimnej suczy, jej najnowsza zdobycz - Wilmer Vallderama, który całkiem dobrze radzi sobie w roli amantów (kto by się spodziewał tego po Fezie?), a także Chris Klein o przerażającym uśmiechu i porażającej osobowości. Do tej pory udało się wszystkim bardzo sprawnie "wtopić" w atmosferę całej produkcji, nawet jeżeli ich role były czysto epizodyczne. Tipi Hedren w trumnie wliczając. ;)

Przyszedł w serialach okres na odcinki tematyczne, szczególnie w serialach komediowych. Najpierw mieliśmy całą masę odcinków halloweenowych - zaczynając od "Modern Family", a kończąc na rzeczonym "Raising Hope". Teraz w USA przyszedł czas na Święto Dziękczynienia, a co za tym idzie - na nadziewane indyki, dyniowe placki i słodkie ziemniaki. Wszystko to dźga nas w oczy z ekranu telewizora, czy komputera, i okraszone jest standardowymi gadkami o miłości, wartościach rodzinnych i byciu wdzięcznym za to, co osiągnęło i otrzymało się w życiu

Ale u Chance'ów jest inaczej. Bo po co bawić się w odcinek z indykiem na głowie lub desperackim poszukiwaniem nadzienia do wyżej wymienionego, skoro lepiej postawić na kuchennym stole laboratorium, którego nie powstydziłby się może i sam Walter White, oraz zmienić mieszkańców Natesville w czekoladowych ćpunów! "Raising Hope" nie zawiodło, bo zafundowało nam nie tylko klimaty a'la "Breaking Bad", ale też hołd złożony najlepszym gangsterskim filmom i serialom, z "Ojcem Chrzestnym" na czele. Wydaje mi się, że wkradło się tam nawet odrobinę "Las Vegas Parano". Kiedy spoglądałam na oszołomionego cukrem i bekonem Burta czekałam tylko na moment, w którym krzyknie "it's a bat country!".

Oryginalne podejście do tematu amerykańskich świąt i dni pamięci sprawia, że chętniej ogląda się takie odcinki. Trudno przecież odnieść się do ichniego Święta Dziękczynienia, skoro to typowo amerykański zwyczaj, którego my nie mamy we krwi.

Może ktoś nie lubi tych kilku tygodni, kiedy to każdy amerykański serial przechodzi od Halloween aż do Nowego Roku. Zawsze jednak warto sprawdzić, czy scenarzyści sprawnie poradzą sobie z całą masą wyświechtanych motywów, czy zafundują nam coś świeżego. "Raising Hope" wyszedł z tego obronną ręką. Odcinek halloweenowy też był najlepszym z całej serialowej oferty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...