poniedziałek, 26 listopada 2012

2 Broke Girls and Three Boys With Wood


No cóż.

Oglądając poprzedni odcinek myślałam, że Spłukane Dziewczyny jednak znalazły sposób by mnie rozbawić. Były to, co prawda, mało wybredne żarty o upijaniu się przed południem, wymiotach i niestosownym używaniu końcówki od prysznica, ale coś było. Kiedy czeka się na jakikolwiek przejaw humoru już drugi sezon, to wszystko podpasuje, a ty witasz to z wielką radością. Bo, naprawdę, chciałoby się w końcu powiedzieć, że któryś odcinek "2 Broke Girls" bawił przez całe dwadzieścia minut.

Ale oczywiście, do czasu. Bo ostatni odcinek niestety zatarł całe dobre wrażenie, jakie wywarł na mnie nowy bohater - Andy, właściciel sklepu ze słodyczami (nowy ulubiony kolega Max, czemu się absolutnie nie dziwię). Facet okazał się sympatyczny, wygadany i wyluzowany. Gotów był znieść publiczne upokorzenie, byle tylko umówić się z Caroline, która przed nim zdążyła popełnić już dwie gafy i mocno to przeżywała. Chociaż, spójrzmy prawdzie w oczy, przy Olegu i jego siatkowanych podkoszulkach, Andy nie był nawet odrobinę śmieszny.  I wcale nie wydawał się upokorzony.

I kiedy otrzymał szansę na pierwszą randkę, wszystko poszło w cholerę! Nie chodzi mi tylko o fakt, że spotkanie było katastrofą, bo panna Channing zrobiła z siebie kompletną kretynkę. Odcinek może miał potencjał i dobry pomysł, bo tym razem twórcy "zasadzili się" na Amiszów, ale z wykonaniem było już gorzej. Znowu we znaki dał się niedbały scenariusz, który musiał być ratowany tekstami Max, a który równocześnie kompletnie pogrążył dwóch gościnnie występujących aktorów. Panowie mogliby sobie poradzić i oddać całkiem sprawnie niewinność i zafascynowanie młodych Amiszów wielkim miastem, ale z tym, co dostali do zagrania, sobie nie poradzili.

Dodatkowo cała trójka miała jeszcze jednego, poza randką z koszmaru, ciężkiego przeciwnika - Sophie, która zachowywała się, jak żeński (i dwa razy bardziej napalony) odpowiednik swojego włochatego ukraińskiego adoratora. To zdecydowanie nie grało dobrze i nie robiło serialowi żadnej przysługi. I już nie chodzi nawet o to, że mowa tutaj o wielkiej i głośnej polskiej sprzątaczce po pięćdziesiątce, która leci na (być może) nieletnich (a na pewno) prawiczków, którzy do tej pory nie widzieli telewizora czy rozkładanego łóżka, a bąbelki w napojach chłodzących pewnie uważają za sprawkę szatana. To był motyw bardzo dziwny i za bardzo chyba podkręcony.

Równie przekombinowany, jak budowanie Kasztanowi stajni na podwórku. Serialowa intuicja mówi mi, że nikt nie będzie miał o to pretensji i nie zauważy, że przy jego budynku nagle wyrosła sporych rozmiarów drewniana konstrukcja. Ale rozumiem, że dziewczyny nie będą sobie zawracać głów żadną inspekcją budowlaną. Tak samo zresztą, jak płaceniem czynszu.

Może jednak minione dwa odcinki mogą dać jakąś nadzieję? Może okaże się, że coś ruszy i dobrych odcinków pojawi się więcej? Oby Candy Andy został na dłużej, bo to po części jego zasługa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...