piątek, 19 sierpnia 2016

American Gothic - rozczarowanie po amerykańsku


No, nie udało się - powiedzmy to sobie od razu. American Gothic może i miało potencjał. Są w końcu ludzie, którzy lubią oglądać dramaty i "szkielety w szafie" bogatych amerykańskich rodzin. Ale nawet najwięksi wielbiciele intryg międzypokoleniowych mogą zacząć ziewać już przy pierwszym odcinku.


A zapowiadało się całkiem nieźle! Senior rodu Hawthrone'ów umiera na zawał, na krótko po rozpoczęciu przez jego najstarszą córkę kampanii wyborczej. Zmagając się z żalem, jego dzieci odkrywają, że ojciec był prawdopodobnie seryjnym mordercą, który zabił sześć osób, członków bostońskiej elity. A że każdy seryjny morderca w świecie seriali i filmów zostawia jakiś znak szczególny, tutaj dostajemy... srebrne dzwonki (idiotyczne, wiem... i łatwe do namierzenia). Równocześnie wychodzą na jaw uzależnienia oraz sadystyczne skłonności u najmłodszego członka rodu. Jakby tego było mało, do rodzinnego domu powraca w tym czasie jeden z synów, który wiele lat temu wyjechał bez słowa i odciął się od krewnych. Szybko też wychodzi na jaw, że matka wie o więcej, niż się wydaje.

Wątek seryjnego mordercy pojawia się niemal od razu, kiedy w jednym z budowanych przez firmę Hawthorne'ów tunelu zawala się strop. W gruzach odnalezione zostaje narzędzie zbrodni, które wywołuje mnóstwo spekulacji, nakłania dzieci Hawthorne'ów do spiskowania przeciwko swojemu bratu, i rusza stojące w miejscu śledztwo w sprawie morderstw sprzed lat.

Virgina Madsen i jej wersja miny "robię to, co jest dobre dla rodziny".

Trudno jednak mówić o napięciu i oczekiwaniu, jakie powinno odczuwać się w takich momentach. Jest za to dużo gadania, przeciągające się sceny, i oczywiste rozwiązania. A do tego oczywiste postacie - młodszy brat artysta/narkoman, syn marnotrawny, chorobliwie opiekuńcza matka, dziecko żywcem wyjęte z filmu Omen, wrażliwa i niewinna córka. Och, a także jej mąż - detektyw, który zajmuje się sprawą owego seryjnego mordercy. Co za zbieg okoliczności!

Wadą tej produkcji jest nie tylko słaby scenariusz, ale także gra aktorska. Wydaje mi się jednak, że to nie do końca kwestia samych aktorów i ich talentu. Raczej faktu, że nie było tam nikogo na tyle dobrego (posiadającego jakieś pomysły), by popchnął ich w kierunku innym, niż wymienione przeze mnie schematy postaci. Wszyscy wydają się być tym przyblokowani.

Jedyna ciekawa rzecz, jaką znalazłam w tym serialu, to odniesienia do słynnych amerykańskich obrazów. Już sam tytuł wskazuje obraz autorstwa Granta Wooda, w pierwszym odcinku matrona rodu siada w pozycji Matki Whistlera, a w kolejnym odcinku znajdziemy scenę wyjętą z obrazu Nighthawks. Trudno jednak skupiać uwagę na ekranie i szukać kolejnych odniesień, kiedy fabuła taka nudna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...