piątek, 11 marca 2016

Z archiwum X, sezon 10 - podsumowanie

 

Znacie tę scenę z filmu Jumanji, w której Robin Williams wraca z tajemniczej dżungli i krzyczy do dziecięcych bohaterów "what year is it"? Ostatni rok oraz pierwsze miesiące 2016 trochę tak czuć. Rebooty, remake'i i wielkie powroty, nie tylko w kinie, ale i telewizji. A wśród nich także Z archiwum X - serial, który przyprawiał o koszmary wiele dzieciaków. I jednocześnie nie dało się nie wyczekiwać z niecierpliwością na kolejny odcinek. W tamtych strasznych czasach, kiedy nie dało obejrzeć się czterech sezonów serialu w jeden weekend, a trzeba było czekać tydzień na rozwój wydarzeń. Barbarzyństwo, nie?



Początek zostawił mnie w mieszanych nastrojach zaciekawienia, niedosytu i - przyznaję - lekkiego rozczarowania. Czy to się zmieniło wraz z ostatnimi minutami odcinka finałowego? (Podsumowanie może i trochę późno, ale ze sporo już kapującym dzieckiem u boku trzeba filtrować seriale, które ogląda się w ciągu dnia, a które podczas dziecięcej drzemki. Zgadnijcie, do której grupy musiałam zaliczyć X Files?)

Ci, którzy oczekiwali konspiracji i kosmitów, nie zawiedli się i zapełnili internet przychylnymi opiniami. Ogólnoświatowy spisek napędzał ten sezon - to w końcu naprawdę lotny temat w dzisiejszych czasach. Ci, którzy liczyli na coś innego niż zwykle... No, tu już było gorzej. Nie ukrywam, że znajduję się w gronie tych, którzy może liczyli na coś innego, niż latające spodki, tajne bazy i podsłuchy w telefonach. Przecież nie tylko tym zajmowało się Archiwum X.

Ale trafił się odcinek, który w telewizyjnym żargonie nazywane są "monster of the week" (w proceduralach zamienne na "crime of the week"). I to był jeden z ciekawszych odcinków! Oto potwór, który z jakiegoś powodu zaczyna przemieniać się w człowieka i odczuwać prawdziwie ludzkie potrzeby - praca, dom, a także potrzeba wyjaśnienia, dlaczego coś takiego się dzieje. Świetny twist, lepszy niż cała główna teoria spiskowa, rozgryzana przez faceta z Community. Albo to po prostu moja sympatia do mini-gatunku "monster of the week". Właściwie na plus oceniać można wszystkie odcinki z potworami, bo to nie był jedyny.

W sezonie było też bardzo dużo odniesień do starszych odcinków, ciekawe szczegóły dla fanów do wyłapania, a nawet hołd złożony jednemu z reżyserów. Pojawiły się też odniesienia do wątków na minione lata dosyć kontrowersyjnych. Niewielką rolę w odcinku finałowym miała bowiem Annabeth Gish, która w sezonach ósmym i dziewiątym grała agentkę Reyes - postać, którą nie wszyscy lubili - do spółki z postacią graną przez T-1000, czyli Roberta Patricka. Wspomnieli też o dziecku Scully i Muldera (czy to może być spoiler trzynaście lat po zakończeniu pierwotnej produkcji?). William stał się nawet ważny dla fabuły! Nie spodziewałam się, że pociągną ten wątek w jakikolwiek sposób, ale to zrobili.


Koniec tego krótkiego sezonu to kombinacje i komplikacje, które może niekoniecznie były potrzebne. Śmiertelne wirusy, epidemie, skomplikowane badania i eksperymenty, szczepionki na ostatnią chwilę. No i to, co wiąże cały sezon, cały serial - kosmici. Pojawiają się w błysku jasnego światła prosto z nieba i zostawiają widza z cliffhangerem.

W sumie, jeżeli ktoś spodziewał się, że sześć odcinków stworzy zamkniętą historię, to chyba nie było takich osób wiele. Od początku można było podejrzewać, że ponowne spotkanie Muldera i Scully nie będzie aż tak krótkie, a mini-seria to za mało zarówno dla bohaterów, jak i twórców. Nie mogło być też prostą dawką nostalgii i na tym się zakończyć, by wszyscy mogli odejść usatysfakcjonowani (mniej lub bardziej) i zająć innymi produkcjami. Sezon jedenasty pewnie niedługo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...