wtorek, 20 marca 2012

Wszystkie kobiety Franka Gallaghera.


Kilka ciekawych niewiast przewinęło się przez "Shameless" jak do tej pory. O dziwo, spora ich część miała z Frankiem Gallagherem więcej wspólnego, niż same chciałyby przyznać. A nawet, niż ja chciałabym przyznać.

Sheila Jackson stopniowo wracała do życia, rozpoczynając od wyjścia na własne podwórko, gdy musiała chwycić puszczonego samopas Liama. Kibicowałam i nadal kibicuję jej postępom, chociaż z drugiej strony podejrzewałam, że to Frank będzie główną przyczyną jej powrotu w hermetyczny świat swojego salonu z pokrytymi folią meblami. Koła samolotu nie spodziewałam się równie mocno, jak ona. Jednak odcinek za odcinkiem mija, a ona, nawet siedząc w domu, radzi sobie coraz lepiej. Brak Gallaghera wyszedł jej tylko na dobre, a swoje nowe powołanie (domowe hospicjum) odkryła w dosyć niekonwencjonalny sposób. Nadal ogląda mi się ją z niesamowitą przyjemnością. To moja ulubiona damska postać w całym serialu. Brawa, Joan! Nie zrażają mnie nawet jej niewyczerpane pokłady matczynej miłości do tej małej, niewdzięcznej, rozpuszczonej i egoistycznej pizdy, Karen.

Znowu pojawia się Monica, pani żona, pani matka. Chce "nadrobić stracone lata", zostawiwszy swoją czarnoskórą dziewczynę z pustym portfelem i wróciwszy do Franka, z którym chce mieć kolejne dziecko. Nagle zdajemy sobie sprawę, że tylko w tym są dobrzy, nieważne, jak bardzo nabieramy się na początku (zresztą, nie tylko my) na sielankę, którą fundują dzieciakom. Ach, Chloe Webb, chociaż jej filmografia zawiera głównie występy gościnne w serialach oraz bardzo średnie filmy, to na pewno może pochwalić się dwoma idealnymi rolami - "huraganu" Moniki (zupełnie nie dziwię się, gdy Fiona tak o niej mówi) oraz Nancy Spungen w filmie z Garym Oldmanem. Imponująco!

Możemy także dotrzeć do genezy - dlaczego Frank jest, jaki jest? Przez mamę. Peg Gallagher pojawia się ni z tego, ni z owego, przywieziona karetką prosto z więzienia i pozostawiona na progu wypełnionego dziećmi domu. Dowiadujemy się od razu, że miała za kratkami spędzić resztę życia po wybuchu fabryki metaamfetaminy, którą zorganizowała w piwnicy. I że chociaż nie widziała połowy swoich wnuków na oczy, to chce nagle nadrobić stracone lata, w których nie mogła być dla nich babcią. Wlicza w to nie tylko kupowanie prezentów, ale też naukę posługiwania się bronią, wykorzystywanie Carla do wyłudzania leków na receptę oraz organizację nowej domowej wytwórni. I może przez chwilę moglibyśmy pożałować Franka, który opowiadał historię o karach cielesnych za źle zrobioną Krwawą Mary, albo musiał organizować z nią porwanie dwójki dzieci w celu odzyskania pieniędzy od jej dłużnika.


Ale wtedy myślimy o Dottie, którą w Alibi Bar nazywają "Butterface" (to zdecydowanie nie brzmi jak komplement) i która czeka na przeszczep serca. I od razu stwierdzamy, że nawet od nas należy się Gallagherowi porządny wpierdol, a co dopiero od tak stanowczej mateczki. Gdy Frank dowiaduje się, jak wygląda sytuacja Dottie, rusza "z odsieczą", nagle uznając, że wikt i opierunek u Sheili mu nie wystarczają, kiedy tutaj za kilka dni lub tygodni będzie mógł położyć łapy pieniądzach (nie tylko z renty, ale i odszkodowania) i prawdopodobnie mieszkaniu Dottie, kiedy ta umrze. A ona, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaki jest Frank i po co przychodzi, pozwala mu siedzieć u siebie. Najwyraźniej nawet jego towarzystwo jest lepsze niż samotność i czekanie na śmierć, która może przyjść wraz z przyspieszonym tętnem, albo na wybawienie, które pojawi się wtedy, gdy rozlegnie się dźwięk pagera. Może sama Dottie też nie była wzorem do naśladowania (tacy raczej nie pojawiają się w Alibi Bar), ale chyba nikt nie zasłużył, by to Frank Gallagher decydował o jego życiu i śmierci.

Na bonus:
Drugi sezon nagle wypełnia się ciążami, tymi już zaawansowanymi, a także tymi, które ktoś ma planach. Nikt tutaj nie mówi o "magicznych chwilach" i "błogosławieństwie", a słowo "aborcja" powtarza się równie często, jak "dziecko". Tak z tym chyba już bywa w świecie Gallagherów.

1 komentarz:

  1. Anonimowy20:04

    Bardzo fajny blog, obiecuje tu powracać :)

    Natomiast jeśli chodzi o samego Franka, pomijając tutaj aspekt kobiet z nim związanych. Zawsze mam mieszane uczucia co do tej postaci. W pierwszym sezonie początkowo wydawał się bardziej komediowy. Jego spanie na podłodze, dialogi z ludźmi, wizyta w Kanadzie i reszta zachowań zdecydowanie na to wskazywały. Tymczasem w drugim sezonie wyrósł nam na jakąś dziwną postać, czyniącą zło, by za chwilę czynić dobro. Jestem bardzo ciekawy finału z żonką. Miejmy nadzieję, że ostatni odcinek wszystko nam wyjaśni.

    Nie zgadzam się z opinią, by jego charakter był całkowicie ukształtowany w złym kierunku przez jego matkę. Jego bracia jak było widać wyszli na ludzi, a domniemać można, że wychowywali się w podobnych warunkach.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...