wtorek, 7 kwietnia 2015

Goodbye, mr McGraw: Black Sails 2x10



Może najpierw przypomnijmy sobie, co wydarzyło się w zakończonym właśnie sezonie. I może chwyćmy się poręczy fotela, bo działo się cholernie dużo! W porównaniu z tym, co oglądaliśmy przez ostatnie tygodnie, pierwszy sezon wydaje się lekkim spacerkiem wzdłuż plaży.




Pojawił się i zniknął Ned Low, dając Charlesowi duże pole do popisu i odsłonięcie po raz kolejny swojego najsłabszego punktu - wpływu Eleanor Guthrie. I przejechali się na tym oboje - on zmuszony był opuścić fort, stracił część ludzi i swoją monetę przetargową - młodziutką Abigail (która była naprawdę tylko rekwizytem, a nie prawdziwą postacią). Eleanor naraziła się na jego gniew, zapomniawszy najwyraźniej o głowie kapitana Low zatkniętej na patyku. Albo robiąc to w pełni świadomie i licząc, że Charles może skrzywdzić każdego, ale nie ją. Charles Vane - który potrafi być zwierzęciem równie często, jak knującym sku*wysynem - nie należy do osób, które warto drażnić. I nawet ona musiała się o tym przekonać. Dobrze, w końcu konsekwencje bezwzględnych działań spotykają w tym serialu wszystkich, więc ją także powinny. Chociaż nie spodziewałam się takiego zwrotu wydarzeń.
Jack Rackham próbował odbudować swoją reputację nieustraszonego pirata, który nie miał nic wspólnego z zamordowaniem swojej własnej załogi. Próbował także utrzymać na powierzchni własny przybytek uciech cielesnych i równocześnie zyskać nowy statek i ludzi, którzy popłyną pod jego rozkazami. Dodatkowo miał na głowie Anne i Max. Ponieważ Anne w drugim sezonie miała poważny kryzys osobowości, miotając się między Calico Jackiem i Max, która umiejętnie potrafiła pogrywać sobie na obojgu.
Ten wątek chyba najmniej ze wszystkich mnie usatysfakcjonował. Miałam wrażenie, że traktowany był nieco po łebkach i bardzo często ustępował miejsca innym wydarzeniom. Rozumiem, to cały czas temat hiszpańskiego złota i utrzymania władzy w Nassau, a także wyrzucenia "szaleńca z fortu", ale jeżeli scenarzyści decydują się na wprowadzenie zarówno Rackhama, jak i Bonny (bądź co bądź postaci historycznych), to powinni oddać im więcej czasu. To naprawdę fascynujące postaci, o świetnej chemii i długiej historii. Liznęliśmy jej nieco w opowieści Anne o swoim małżeństwie, która po brutalnym zamordowaniu dwóch osób ulotniła się, by powrócić w następnym odcinku już spokojna i taka, jak zawsze. Szkoda tylko, że nikt nie pokazał nam gdzie była i na czym polegało jej dojście do siebie. Nie sądzę, żeby po tym wszystkim wystarczyła jej tylko wycieczka do innego miasta. Chyba, że Charlotte i Logan byli jej "terapią". Dlatego Anne wydaje mi się czasami równie straszna, jak jej były kapitan.

I, co mnie najbardziej ubodło w kwestii wątku Rackham-Anne i w kontekście całego serialu, to całkowite zignorowanie hiszpańskiego złota. Ot, ich statek popłynął sobie nad zatokę i nie dość, że podniósł z plaży statek Flinta, to jeszcze z lekkim tylko trudem zgarnął całe złoto! Jakkolwiek oznacza to sukces części bohaterów, których lubię, tak na koniec sezonu wydaje się być zrobione... trochę od niechcenia.

Dowiedzieliśmy się w tym sezonie, że Thomas Hamilton odgrywał ważną rolę nie tylko w życiu własnej żony. I że właściwie nie ją kochał najmocniej (śmiem nawet podejrzewać, że Miranda była jego "brodą"). Dowiedzieliśmy się też przy okazji, że istnieje coś takiego, jak gejowska agenda (spisek telewizji, by wcisnąć wątek homoseksualny gdzie tylko popadnie), oraz że ludzie, którzy nie mają nic przeciwko mordowaniu całych (nawet własnych) załóg, tłuczeniu ludzi na śmierć gołymi pięściami i spiskowaniu w celu uśmiercenia jednej czy drugiej osoby, nagle oburzają się na widok całujących się mężczyzn, chociaż romans Max i Eleanor oglądali z przyjemnością. I grożą zaprzestaniem oglądania serialu, kiedy okazuje się, że w trójkąt miłosny nie musi składać się z dwóch gorących dziewczyn i jednego szczęściarza.

Jeśli mam być szczera, to kwestii orientacji seksualnej kapitana Flinta można było się domyśleć już w pierwszym sezonie (polecam obejrzenie go z wiedzą, jaką mamy po pamiętnym odcinku 2x05). Nie chodzi mi tu o żadne powłóczyste spojrzenia rzucane w czyjąś stronę, ale o drobne niuanse, które przy kolejnym seansie da się wychwycić. Sceny między nim i Mirandą, szczególnie gdy wspominali Thomasa, miały w sobie jakieś dziwne napięcie, którego nie można było zidentyfikować. Motyw złości na czytanie książki Marka Aureliusza rozwiązał się za pomocą jednej prostej dedykacji. Ale czy to coś złego, że najbardziej przerażający pirat w Nassau okazał się mieć romans z mężczyzną? I jego żoną równocześnie? Pozwala nam zrozumieć więcej w tej postaci, łącznie z jego motywacjami co do przyszłości Nassau. McGraw w końcu nie powinien być definiowany tylko tym, z kim spał, ale też faktem, że pochodził z ubogiej i prostej rodziny i mocno to nadrabiał, miał talent i charyzmę i było to doceniane. Był równocześnie niesamowicie ambitny, ale siedziało w nim też wiele gniewu (na którym oparta jest zresztą cała persona kapitana Flinta). I dodatkowo, przez ukazanie znajomości z Hamiltonem mogliśmy zagłębić się w skomplikowany związek między nim, a Mirandą i tym, jak to naprawdę wyglądało.

Ten wątek sprawił też, że o wiele bardziej polubiłam panią Barlow. Cała jej postać w drugim sezonie zaplusowała u mnie, cieszyłam się, że opuściła swoją prowincję i ruszyła działać, próbując naprawić błędy przeszłości (wiedziałam, że Hamilton senior zakończył swój żywot krwawo, wiedziałam!). I do teraz nie mogę przeżyć tego, co jej się stało. Tym bardziej, że właśnie wtedy miała swój najlepszy moment, kiedy pokazała coś, czego mi w niej od dawna brakowało. Nie mogli w żaden sposób przebić końcówki dziewiątego epizodu i dlatego uważam, że finał był słabszym odcinkiem niż poprzedni. To trochę, jak z Krwawymi Godami w "Grze o tron". Teraz nie ma już szansy, by powrócił do nas James McGraw, chociaż był ten krótki moment, gdy wydawało się, że tak się stanie. I może, po tych wszystkich flashbackach z Londynu, ktoś z widzów będzie z tego powodu cierpiał. Ale żądnego krwi kapitana Flinta, który nie ma do czego wracać (w końcu wraz z Mirandą umarła już cała jego przeszłość), może i lepiej się ogląda? Powolna destrukcja bohatera w jego dążeniu do celu to zawsze łakomy kąsek dla publiczności. W końcu kapitan Flint musi zasłużyć sobie na swoją straszliwą legendę.

Scena na placu w Charlestown spełniła oczekiwania, jak na scenę w serialu akcji przystało. Wybuchy, krew, piraci siejący postrach w sercach bogobojnych obywateli. Peter Ashe spotykający swoje przeznaczenie na końcu flintowego miecza, zmuszony do patrzenia na ciało w sosnowej trumnie. A potem wyłaniający się z oparów i dymu hiszpański statek, który zasiał zniszczenie w całym mieście. Czekam na drogę powrotną do Nassau i to, czy Vane faktycznie utrzyma swoich ludzi w ryzach. Albo, czy będzie chciał to zrobić.

I chwała kanonom! Ten, kto czytał "Wyspę skarbów" już dawno wiedział, że w tym sezonie Billy Bones cudownie się odnajdzie, a John Silver w jakiś sposób straci nogę, ale zyska lojalność całej masy ludzi (jeszcze tylko znajdźmy okazję, by ktoś powiedział o nim "długi"). Billy jednak, jak się okazuje, nie jest już tak szlachetnym młodzieńcem, jak kiedyś, a jego historia okazuje się być dosyć ponura. Wiem, że "szlachetny młodzieniec" dziwnie brzmi w przypadku pirata, ale "Black Sails" to przecież festiwal antybohaterów i dobrze, że Bones do nich dołączył. To także festiwal dupków - od wszelkiej maści bezimiennych członków załogi, przez świętej pamięci Hammonda, aż po Dufrense'a, którego chęć uzyskania immunitetu uczyniła z tego całkiem sympatycznie przedstawionego w pierwszym sezonie bohatera sprzedajnego drania, do którego zaczyna się czuć odrazę.

Obecnie cała obsada zajęta jest teraz dokręcaniem trzeciego sezonu i równoczesnym zapewnianiem nas, że jest na co czekać. Jestem tego pewna, w końcu Flint wraca do Nassau ze świadomością, że ktoś gwizdnął mu złoto sprzed nosa. No i wiemy już, że trzeci sezon, to także pojawienie się Czarnobrodego (w tej roli Punisher - Ray Stevenson). Mam nadzieję, że nie będzie to gościnny występ "in Ned Low style".

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...