czwartek, 13 listopada 2014

Do zobaczenia: seriale komediowe



W pewnym momencie trzeba przyznać z ręką na sercu, że nawał pracy przytłacza nawet najbardziej zapalonych bloggerów. Ale to nie znaczy, że nie oglądamy seriali. Nawet w najbardziej gorących okresach pracy znajdzie się ten czas na śniadanie, kiedy w tle można rzucić okiem na monitor. Niestety, w takich przypadkach są to zazwyczaj niespecjalnie wymagające produkcje, tak więc Rodzina Soprano musi poczekać na powtórny seans. O dziwo (a może i nie), bardzo ciężko o 20 minutowy odcinek, którzy szczerze cię rozśmieszy czy zainteresuje. Poniżej kilka seriali, które miałam przyjemność (czasem wątpliwą) oglądać w ciągu ostatnich kilku miesięcy. 




Black-ish
To akurat serial przezabawny! Czasem się jednak zastanawiam, czy jako osoba biała mam prawo i na tyle wiedzy, żeby śmiać się z typowo „czarnych” problemów, ale twórcy poruszając taką tematykę chyba się tego spodziewali. O czym jest sam serial? To kalka wszystkich amerykańskich sitcomów, o typowej amerykańskiej rodzinie, która mieszka na typowym amerykańskim przedmieściu, Nie zgadza się tylko jeden drobny szczegół...są czarni! Głowa rodziny, imię, ciężko walczy o zachowanie tożsamości w pracy i w domu, a najtrudniej jest to zrozumieć domownikom. Trzeba przyznać scenarzystom, że podeszli do tematu wyjątkowo błyskotliwie i z przymrużeniem oka, dzięki czemu otrzymaliśmy wyjątkowo świeżą komedię w opakowaniu tak często używanym, że już nikt nie wierzył, że można coś jeszcze z tego wydusić.



A to Z
Nie wiem czy to brak How I Met Your Mother komukolwiek doskwierał, ale jeśli ktokolwiek tęsknił za ciapowatym Tedem Mosbym zakochującym się w każdej od pierwszego wrażenia, poznajcie Andrew. Andrew zobaczył Zeldę (którą swoją drogą gra właśnie Matka z HIMYM) już wiedział, że to ta jedyna. Zelda co do tego nie była taka pewna, ale zaczęli się spotykać. Już w czołówce Katey Sagal, która jest narratorem całej opowieści informuje nas, że Andrew i Zelda spotykali się ponad 8 miesięcy,, a cały serial jest wnikliwą analizą ich związku. Jak te 8 miesięcy z hakiem się zakończy oczywiście nie wiemy i to chyba ma być największy cliffhanger, zachęcający do oglądania. Na mnie nawet działa, bo sam serial nie jest napisany jakoś wybitnie. Można spokojnie jeść śniadanie do tego serialu, bo ze śmiechu nie zakrztusicie się na pewno!

Modern Family
Faworyt wszystkich możliwych nagród Emmys powrócił i nie zawiódł swoich fanów. Cała rodzina jest jak zwykle przezabawna. Phil i Claire mają nowych sąsiadów, którzy w ogóle nie pasują do ich wyobrażenia wspólnych kulturalnych kolacji. Zapowiada się ciekawie!



New Girl
W sumie nie wiem, czemu to jeszcze oglądam, mój związek z tym serialem jest bardzo burzliwy. Z jednej strony Zoey Deschanell wydaje się całkiem zabawną osobą, czasem jednak irytuje swoimi ogromnymi paczajami, którymi to wykonuje większość swojej gry aktorskiej. I chociaż mam wrażenie, że serial powstał po to, żeby wypromować ją, to w większości odcinków na prowadzenie wychodzą jej współlokatorzy. Damon Wayans Jr. razem z Jakem Johnsonem tworzą super duet, o czym też można się przekonać w nowym filmie, gdzie udają policjantów. Ale najlepszą postacią w serialu jest niewątpliwie Nick, z którego tekstami można by wydać książkę.

Brooklyn Nine – Nine
Kiedy Andy Samberg ogłosił, że pisze serial, jego koledzy po fachu nie szczędzili mu uszczypliwości, że pewnie zostanie anulowany po pierwszym odcinku. Dzięki bogu Andy nie ograniczył się do kawałów w stylu Jizz in my Pants i z serialu o komisariacie wyszła genialna komedia! Chociaż sam główny bohater w nowym sezonie trochę mnie irytuje, to tak jak w przypadku New Girl – role drugoplanowe robią robotę. Gdybym miała wybrać ulubioną postać... Rosa. Nie. Kapitan. Nie. Terry. Nie! Boyle!

A Wy, znacie jakieś dobre seriale komediowe, warte polecenia?


2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...