poniedziałek, 30 czerwca 2014

Konkurs! Wygraj autografy aktorów Gry o Tron

Kolejny sezon Gry o Tron za nami. Jeden z największych tyranów serii dostał za swoje. Ale może wśród Was są ludzie, którzy czują niedosyt? Może Waszym zdanie Joffrey zasługiwał na gorszą i bardziej bolesną śmierć? Wyżyjcie się!

Dwie najlepsze odpowiedzi nagrodzimy zdjęciem z autografem aktorów Gry o Tron.


czwartek, 26 czerwca 2014

Let us murder the people tonight: Penny Dreadful


Trudno zliczyć ile to razy widzieliśmy już historię doktora Frankensteina lub przerażoną Minę Harker na małym czy dużym ekranie. Były to ekranizacje mnie lub bardziej udane, jakieś sequele, wersje uwspółcześnione horrorowych klasyków i inne cuda.  Teraz jednak na Showtime możemy prześledzić mroczną historię bogacza, próbującego odzyskać córkę, kobiety o niespotykanym talencie parapsychicznym, amerykańskiego zabijaki o dziwnym stylu życia, czy w końcu ambitnego młodego doktora goniącego za nieśmiertelnością.

wtorek, 24 czerwca 2014

True Blood s07e01: Jesus Gonna Be Here



Nie ma co płakać po poniedziałkowej luce po Grze o Tron. Na jej miejsce szybciutko wskoczył finałowy sezon kipiącego seksem i przemocą True Blood. Już od dłuższego czasu, po każdym odcinku pytałam samą siebie- czemu ja to jeszcze oglądam? Liczba absurdów w tym serialu przekroczyła wszelkie możliwe granice, główna bohaterka spokojnie może się ubiegać o miano najbardziej irytującej mimozy wśród serialowych kobiet, a liczba umięśnionych klat już dawno przestała robić wrażenie.

sobota, 21 czerwca 2014

Najlepsze zakończenia seriali - ranking



Tak jak czasami robi na nas wielkie wrażenie to, jak serial się zaczyna, jak odbieramy odcinek pilotowy nowej produkcji, tak samo wrażenie musi robić koniec. Dobrze zakończyć serial to wielka sztuka. Nie każdemu udało się usatysfakcjonować fanów na tyle, by zamiast rozpaczać po stracie ulubionej produkcji, wspominać jej finał.

 My mamy swoje typy, oczywiście. A Wy?

środa, 18 czerwca 2014

Orange is The New Black sezon 2


I jak tu nie kochać Netflix? Nie dość, że produkują świetne seriale, reanimują jeszcze lepsze, to wypuszczają cały sezon od razu, żeby prawdziwi serialowcy mieli jakiś tydzień z głowy. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że OiTNB wypuścili w czasie cudownej pogody i sezonu grillowo- festiwalowego. 

W sumie nie do końca jestem pewna, czy te wszystkie zachwyty należą się produkcji pani od Weeds. Bo z jednej strony mamy świetnie napisane dialogi, genialnie zabawne sceny przeplatane z wyciskaczami łez, a z drugiej niekończące się lesbijskie sceny (bo wszystkie więźniarki są lesbijkami. po prostu są, ok?) i naprawdę durni ludzie na pozycjach strażników więziennych. Chyba, że My Name is Earl jest bardziej bliższy prawdy niż mi się wydaje i jeśli Randy zdał test na strażnika, to w sumie każdy może nim zostać.

wtorek, 17 czerwca 2014

Game of Thrones 4x10: The Children


Z żalem żegnamy czwarty sezon. Znowu trzeba będzie zająć się czymś produktywnym przez najbliższy rok. Może Martinowi uda się wydać nową książkę w końcu i będziemy mieli co czytać? Nadzieje w tym takie, jak w tym, że Ogar wyjdzie z finałowego odcinka żywy.

Bo, niestety, z żalem i smutkiem żegnamy Sandora Clegane. Jak sam stwierdził, jeżeli gdzieś za kamieniem nie czaił się maester z całym swoim oprzyrządowaniem, to Pies nie miał prawa przeżyć. Wszyscy powinniśmy pogodzić się z tym faktem, nawet jeżeli niektórym przychodzi to całymi latami. Zalicza się oto, nasz dzielny Ogar, do grona tych złoczyńców, którzy mordują bez mrugnięcia okiem, biją i okradają, ale równocześnie zdobywają wielką sympatię w oczach widzów i czytelników. Szczególnie płci żeńskiej. Nie znaleźliby nikogo lepszego do tej roli niż Rory McCann, wyciągnięty gdzieś ze szkockiej wioseczki. Dzięki, Rory, za mojego ulubionego bohatera całej sagi przedstawionego tak, że lepiej wymarzyć sobie nie mogłam.

Wielki plus za spotkanie z Brienne i pełną emocji walkę. Nie spodziewałam się akurat takiej konfrontacji, ale oglądałam całość z pełną przyjemnością. Dwójka odrzuconych i nieszanowanych mogła wyładować swoje frustracje i pokazać chociaż sobie nawzajem, co potrafi. Brienne to nadal uparta krowa, ale bez tego nie byłaby w ogóle Brienne.

Żegnamy też lorda Tywina, w okolicznościach niesprzyjających, ale do samego końca z głową wypełnioną chłodną kalkulacją i troską o dobre imię rodu. Scena z kuszą może i mogłaby być lepsza, ale i tak Dance'a i Dinklage'a oglądało się z przyjemnością. Lorda Namiestnika nie ruszyła nawet wieść, którą wcześniej sprzedała mu jego własna córka. Przy tej okazji żegnamy także zdrowy rozsądek Cersei, która po tylu sezonach wybielania i robienia z niej ofiary w końcu pokazała swoje prawdziwe oblicze i ogromną arogancję. Nie mogę już się doczekać, jak zepsuje wszystko wokół siebie, uznając siebie samą za nieomylną. Nie mogę się doczekać, jak następnym razem Jaime zrobi do niej "how about no". Lena Headey musiała dopiero odegrać kogoś na pół szalonego, by pokazać prawdziwy talent i pełen wachlarz możliwości swojej postaci. Ale wiadomo - lepiej późno, niż wcale!

Piąty sezon natomiast powinien być sezonem Stannisa. Najstarszy Baratheon od bitwy nad Czarnym Nurtem nie pokazał się nam z najlepszej strony. Teraz czekajmy, aż nadrobi to wszystko swoimi działaniami na północy. Inaczej będzie tylko kolejną zmarnowaną postacią. Liczę też na to, że to samo zrobią z Mancem Ryderem. Nawet jeżeli ostatnie swoje chwile spędzi w niewoli, to widzowie muszą przekonać się dlaczego akurat za nim poszło na południe sto tysięcy Dzikich. Król za Murem dostał w tym sezonie tylko jeden odcinek, co jest skandalicznie małą ilością, jak na talent Ciarana Hindsa.

Czy warto jest czepiać się czegoś przy ostatnim docinku sezonu? Kto będzie chciał, na pewno się przyczepi kobiety pokonującej Ogara, nadal sztywnego Jona Snowa czy śmierci Jojena i szkieletów jakby "żwycem" wyciągniętych z pierwszej części "Piratów z Karaibów". Ale trójka głównych bohaterów ruszyła właśnie za Wąskie Morze, Maester Qyburn pracuje właśnie nad ichnim potworem Frankensteina. Ktoś w końcu zainteresował się nadciągającymi zza Muru Innymi. W Meereen krąży po niebie komputerowo generowane zagrożenie, którego Matka Smoków nie może opanować i przez które cierpi. Do tego trochę wcześniej Ptaszyna w końcu rozwinęła skrzydła i pokazała pazurki pod czujnym okiem wujka Petyra. Jest na co czekać!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Ekipa z Orange Is The New Black na czerwonym dywanie

Nie od dziś wiadomo, że charakteryzacja potrafi zmienić najpiękniejsze osoby w prawdziwe potwory, jednak przy tych zdjęciach otworzyłyśmy oczy szeroko ze zdziwienia nie raz.
















Nasza faworytka. wow!





No cóż, może niektórym charakteryzacja nie była aż tak potrzebna...


Więcej o Orange Is The New Black przeczytacie tutaj: klik

czwartek, 12 czerwca 2014

Marilyn Manson w Sons Of Anarchy

Ruszyły zdjęcia do wyczekiwanego, finałowego sezonu Synów Anarchii. Jak podają zagraniczne portale internetowe, do obsady dołączył Marilyn Manson, który ma grać więźnia o nazistowskich poglądach. Dzięki niemu Jax znacznie poszerzy swoje wpływy.

Marilyn Manson dołącza do zacnego grona gwiazd, które występowały w tym serialu. Byli to między innymi: Henry Rollins, Danny Trejo czy... David Hasselhof :)

A tutaj pierwsze zdjęcia Mansona- nazisty. Sądzicie, że będzie dobry w tej roli?


Jeżeli jeszcze nie oglądaliście serialu i nie wiecie, czy warto, może przekona Was nasza recenzja serialu- klik :)

wtorek, 10 czerwca 2014

AMC o komputerach: Halt & Catch Fire


Lee Pace jest świetnym aktorem - wie to każdy, kto widział „Pushing Daisies”. Tylko ma, albo miał, kiepskiego agenta. Po niezłym początku kariery wpadł w ciąg kiepskich lub średnich filmów i ról drugo, a nawet trzecioplanowych. Fenomenalne „The Fall”, w którym zagrał tragicznie zakochanego kaskadera Roy'a, nadal nie zbiera takich pochwał, jak powinno, krążąc jako filmowa ciekawostka, niż odpowiednio zachwalana produkcja. Dlatego Lee Pace znany jest głównie jako cukiernik Ned, co jest rzeczą dobrą, ale niewystarczającą. Czy „Halt and Catch Fire”, na równi z trzecią częścią „Hobbita” i „Strażnikami galaktyki”, sprawi, że doceni go większa rzesza widzów?

Joe MacMillan jest dupkiem z pasją, a Pace jest dobry w graniu dupków. Pojawił się nie wiadomo skąd i jakoś udało mu się zdobyć zaufanie - chociaż może być zbawcą, albo wielkim oszustem. Kręci i manipuluje, próbuje sprawiać kontrolę nad firmą, w której ledwo co go zatrudniono, i zdarza mu się też stracić panowanie nad sobą. Jego wielkie ambicje mogą być zaletą, ale i wadą.  Jego chęć do popychania innych tak samo. Dziwną, lekko konfliktową relację z Cameron dało się przewidzieć już przy pierwszym spotkaniu, gdzie równie mocno zgrzytało między nimi, jak i iskrzyło. Głównie dlatego, że Cameron to dobrze znany schemat zbuntowanej bohaterki, typowej "chłopczycy" - nie słucha się nikogo, nie stosuje do żadnych zasad, ale w środku jest delikatnym króliczkiem, który przez lata zbudował sobie odpowiednią fasadę dla ochrony przed światem. W pierwszym odcinku zarówno ona, jak i Gordon Clark (w tej roli Scoot McNairy, który przewija się ostatnio w prawie wszystkich oskarowych filmach - od "Argo" po "Zniewolonego"), inżynier o podkopanych ego i morale, zdają się równocześnie nie ufać MacMillanowi, ale też ciągną w jego stronę, zwabieni jego szaleńczym pomysłem. Joe chce zrewolucjonizować branżę komputerową za wszelką cenę. A oni są najlepszymi kandydatami do tego, by mu pomóc. Bo Joe niby zna się na ludziach i wie, kto może zdobyć dla niego całą górę pieniędzy.



Może dla osoby nieobeznanej rewolucja komputerowa nie wydaje się wdzięcznym tematem, jednak fabuła wciąga. Nawet laik zaczyna z zaciekawieniem słuchać żargonu programistów i inżynierów, całego bajerowania o kodach, biosach i płytach głównych. To, jak często w przeciągu dwóch odcinków wybuchały awantury o legalność ich poczynań świadczy o tym, że temat ma potencjał, by przyciągnąć. Czekam jeszcze na rozkręcenie wątku Gordona i jego żony, którzy już są na skraju kryzysu i mogą albo polecieć po równi pochyłej, albo być najszczęśliwszą parą na świecie. Przeczucie mówi mi jednak, że pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna. Dramatyczna strona tego serialu też może mieć wiele do zaoferowania, ale żeby tak było, któryś z bohaterów musi przecierpieć przynajmniej jeden sezon.

No i do tego strona wizualna i muzyczna, proszę państwa. Lata osiemdziesiąte ożyły na ekranie! Biura, samochody, bary i restauracje, a szczególnie garderoba - na przykład rzędy tak samo zaczesanych studentów w musztardowych koszulkach polo. Do tego świetne zdjęcia. Ktoś nieźle przyłożył się do tego, by HaCF wyglądało i brzmiało wiarygodnie. Za ścieżką dźwiękową już wyglądam.

sobota, 7 czerwca 2014

Skasowany Wyposażony



Jak ktoś mądrze w internetach napisał, Hung to taka odpowiedź HBO na Californication. Coś w tym jest, bo osią jednej i drugiej serii jest duża ilość seksu z różnymi kobietami. Jednak w przeciwieństwie do hedonistycznego Hanka, który jest nieujarzmionym artystą, Ray Drecker, nauczyciel wf-u chce kobiety uszczęśliwiać. A bóg jeden wie, że nikt nie jest do tego lepiej  wyposażony.

Oglądając serial można odnieść wrażenie, że wszyscy mieszkańcy Detroit to banda niedorajd, którym po prostu w życiu wyjść nie może. Oczywiście wszyscy w tej swojej nieporadności są nawet słodcy, jednak im więcej odcinków obejrzysz, tym częściej zastanawiasz się po co w ogóle ten serial oglądasz. Ale zacznijmy od początku. Poznajemy Raya w momencie, kiedy wszystko mu się sypie. Żona zostawiła go jakiś czas temu, spłonął mu dom, a w szkole ograniczają etaty. Facet coraz częściej żyje mglistym wspomnieniem liceum, w którym był królem futbolu, a wszystkie cheerleaderki jego.

Tak więc został tylko Ray, ze swoim wielkim penisem. Czemu by tego nie spożytkować? Ray zostaje luksusową prostytutką. Od tego momentu wszystko w jego życiu zamiast zacząć się wreszcie układać, komplikuje się jeszcze bardziej. 

Dużym plusem serialu jest jego błyskotliwość. Pomimo ciężkiego tematu, Hung jest bardzo lekki i zabawny. Szybko okazuje się, że kobiety zamiast dziwki potrzebują po prostu psychologa, lub kogoś z kim by się mogły poprzytulać. Nasz bohater świetnie odnajduje się w spełnianiu tej misji. Pikanterii dodają dwie bohaterki, różne jak ogień i woda. Obie chcą być alfonsami Raya, jedna jest zimną rudą suką, druga natomiast prawdziwą, zakompleksioną ofiarą losu. To właśnie one są filarami tego serialu, a ich spotkania i dialogi najlepszymi scenami (warto tu dodać, że pies rudej nazywa się Horny Bitch).

W przeciwieństwie do Earla, tego serialu nie jest mi specjalnie szkoda. Nie kończy się jakiś wielkim cliffhangerem, ani nie wciąga na tyle, żeby wyczekiwać kolejnego sezonu. Zmarnowany potencjał? Możliwe, bo chyba sami przyznacie, że temat fabuły całkiem ciekawy. 

Chyba widzowie wolą po prostu złych ruchaczy, niż tych używających penisa do wyższych celów. 



czwartek, 5 czerwca 2014

Salem s01e01: Vow


Przyznam się szczerze, że gdy słyszę o jakimś nowym serialu o czarownicach to przed oczami mam zaraz widok kota z „Sabriny”, siedzącego na fotelu, palącego fajkę i rzucającego żartami, który niesamowitym przypadkiem nazywał się również Salem. Ciężko jest mi brać na poważnie tego typu serię, ale już sam początek odcinka wyraźnie nam mówi, że to nie będzie bajeczka z poczuciem humoru. Wręcz przeciwnie. Ludziom, którym brak dystansu do tematyki wiary i religii, oraz miłośnikom zwierząt zdecydowanie odradzam oglądanie. Bo nie sądzę byście mogli znieść widok białego gołąbka (drobnej symboliki można by się dopatrzeć) zabijanego w ofierze, czy też księdza z wielkim poczuciem misji wytępienia zła, który regularnie odwiedza burdel.

Na początku mamy scenę „wyznania grzechu”, gdzie kobieta i mężczyzna są zakuci w dyby, ale tylko facet jest biczowany, ba! nawet wypalają mu znamię na czole, bo biedny miał chcicę i nieprzyzwoicie patrzył się na seksowną dziewkę. Klimat serialu wyraźnie został nam przedstawiony - kolorowo nie będzie. Zaraz po tym pojawia się motyw zakazanej miłości, w dodatku między dwojgiem głównych bohaterów, gdzie w świecie purytanów jest to nie do pomyślenia (temat już znany, trochę oklepany). Potem on wyjeżdża na wojnę, ona jest z nim w ciąży, idzie do lasu z Indianką, no bo z kim innym mogła by pójść do lasu, za nieślubną ciążę by ją powiesili, więc oddają nienarodzone jeszcze dziecko diabłu. Lepszej niani nie mogły wybrać. On po 7 latach, uznany za zmarłego (oczywiście) wraca i zastaje swoje miasteczko w gorszym stanie niż go opuścił, a żeby tego było mało, jego miłość chajtnęła się z kolesiem, którego nienawidzili oboje. Po 10 minutach można się domyśleć co się mniej więcej będzie działo dalej, tak więc podstawowe pytanie brzmi: czy warto oglądać?

Co do obsady, to nie wiele jestem w stanie powiedzieć. Głównego bohatera, Johna Aldena gra Shane West, znany z serialu „Nikita” lub z filmów takich jak: „Szkoła uczuć”, „Sztuka rozstania” czy choćby nawet „Liga niezwykłych dżentelmenów”. Jestem w stanie jedynie odnieść się do ostatniej pozycji, chociaż i tak musiałbym mocno wytężyć pamięć o kolesiu, który zagrał Tomka Sawyera ze strzelbą. Czarownicę z wahaniem nastrojów Mary Sibley gra Janet Montgomery i to by było na tyle. Na wyróżnienie zasłużył jeszcze lubieżny wielebny Cotton Mather, którego gra Seth Gabel(„Fringe: na granicy światów”, „Seks, kasa i kłopoty”, „Arrow”,  „Bez skazy”). Myślę, że z odcinka na odcinek inne postacie również zaczną się wyróżniać, choćby czarownica Tituba (Ashley Madekwe), przez którą główna bohaterka zeszła na złą drogę, czy też Sędzia Hale (Xander Berkeley).

Wracając do mojego pytania, wydaje mi się, że warto poświęcić czas temu serialowi.  Owszem pojawiło się parę słabych tekstów, czy też scen, jak np. wypowiedzenie tytułowych „ślubów” przez parę bohaterów, czy też przełamanie srebrnej monety na pół przez Aldena. Facet ma niezłą krzepę, trzeba mu to przyznać. Za to scena w lesie, gdzie odbywał się sabat robi całkiem spore wrażenie.


Ja zamierzam kontynuować, bo ciekawi mnie jak dalej rozwinie się wątek naszego bohatera z jego niedoszłą dziewczyną – czarownicą i czy dojdzie do jakiejś, (a mam nadzieję, że dojdzie) ciekawej konfrontacji. Pozycja może nie tyle co obowiązkowa, ale do obejrzenia w wolnej chwili jak najbardziej. Stay tuned. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...