środa, 27 września 2017

Jesteś tam, Boże? To ja, Jesse. Czyli podsumowanie 2. sezonu "Kaznodziei"

 
 
Teraz wszystko ma sens, prawda? Pierwszy sezon serialu Setha Rogena, Sama Catlina i Evana Goldberga był nam potrzebny, byśmy dobrze zapoznali się z bohaterami. Mieliśmy odkryć ich czarujące osobowości i zobaczyć, jak przygotowują się do poszukiwania Stwórcy. Prawdziwa przygoda to druga seria. I, na całe szczęście, AMC zdecydowało się na kontynuację.

No dalej, Eileen

Pościg rozpoczyna się w pierwszych minutach premierowego odcinka. Takie rzeczy po prostu się dzieją. W rytm Dexy’s Midnight Runners następuje konfrontacja ze stróżami prawa, leje się krew, wampir prawie płonie żywcem, a ktoś musi odciągać benzynę z auta przez jelito. Na koniec dołącza jeszcze Saint of Killers (Graham McTavish), ucieleśnienie brutalności, jakiej zabrakło w pierwszym sezonie. Jego pościg za Jessem Custerem to droga gęsto usłana trupami.
 

Nie znaczy to wcale, że Kaznodzieja opiera się tylko na hektolitrach krwi, sztucznych kończynach i zadawaniu bólu, chociaż bardzo specyficzny rodzaje gore zawsze był ważną częścią tego uniwersum. Nie, w tym serialu najlepszą i najważniejszą częścią są główni bohaterowie – Jesse, Tulip i Cassidy – oraz związki, jakie tworzą ze sobą. Zbliża ich nawet to, że spotykają na drodze różne istoty, niekoniecznie pochodzące z tego świata.

Bez zmiany względem pierwszego sezonu, Joseph Gilgun jako Cassidy jest świetny! Trudno też wyobrazić sobie teraz kogoś innego w roli Tulip niż utalentowaną (i nominowaną do Oscara) Ruth Neggę. Dominic Cooper, który mógł się niektórym wydawać nietrafionym wyborem na tytułowego bohatera, zdecydowanie lepiej zgrywa się ze swoją postacią.

Całe to zacieśnianie więzów, rozwiązywanie wspólnych problemów z przeszłości i odkrywanie człowieczeństwa w Cassidym odbywa się w magicznej scenerii Nowego Orleanu. To właśnie tam, na południu, w klubach jazzowych i sklepach dla praktykujących voodoo, Jesse szuka Stwórcy. Nie można było wybrać chyba lepszego miejsca, do tego jeszcze tak umiejętnie podkreślonego kolorami i muzyką. Już za tę lokalizację należy się twórcom wielki plus.

Guten Abend

W drugim sezonie do barwnego grona dołącza również Herr Starr – postać o dobrym wyglądzie, szaleńczym umyśle i zapleczu złoczyńcy z filmów o Bondzie. Nie można chyba było wymarzyć sobie bardziej przerysowanego, ale też groźnego, czarnego charakteru i lepszego aktora do tej roli niż Pip Torrens. Do tego Herr Starr jest Niemcem, a nawet kiedyś był w Wehrmachcie.
 

Ale na tym nie koniec! W Kaznodziei pojawia się też sympatyczny Hitler.

Były dyktator (w tej roli Noah Taylor) jest jednym z rezydentów piekła, do którego poirytowany Jesse wysłał Eugene’a w pierwszym sezonie. Pomaga nawet chłopakowi w zaadaptowaniu się do warunków panujących w tym ponurym, przypominającym więzienie, miejscu, gdzie wszyscy skazani są na wieczne przeżywanie najgorszej rzeczy, jaką zrobili w życiu. Największy zbrodniarz XX wieku zmiękł po kilkudziesięciu latach w piekle i teraz gotów jest pomóc nowicjuszowi, bo mu współczuje.
 

Ten wątek, oraz sposób, w jaki przedstawiono człowieka, który w linii prostej pochodzi od Chrystusa, obraził na pewno wielu ludzi, a maile ze skargami musiały chociaż na chwilę zapełnić czyjąś pocztę. Ale to tylko jedna strona, bo z drugiej stoją fani komiksu, którzy czujnie obserwują każdą zmianę względem pierwowzoru i oczekują dalszego przekraczania granicy szokowania. Twórcy postanowili nie ulegać jednej z nich i chyba wiemy o którą chodzi.

Czas kaznodziei


Drugi sezon okazał się lepszy właściwie w każdym aspekcie, ale już na początku była mowa o tym, że pierwsza seria była jedynie rozgrzewką. Niestety, Kaznodzieja nie ustrzegł się przed wpadkami w rodzaju nic nie wnoszących do fabuły postaci pobocznych. Raz nawet udało się twórcom przepchnąć mało subtelny spoiler, po którym końcówka finałowego epizodu nie będzie już tak trzymała w napięciu.

Ale nawet pomimo powyższych wad, Kaznodzieja to świetna rozrywka dla szukających serialu przekraczającego kilka granic na raz. Stacja zamówiła niedawno trzeci sezon, a świętości do zbrukania zostało jeszcze sporo. Zatem czekamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...